wtorek, 27 sierpnia 2013

...::: Odcinek 12 :::...



Przez następne tygodnie blondynka spędziła niemalże w samotności. Czasami odwiedzała ją Magda bądź Camilla, albo jej siostra, która była szczerze zdziwiona pomyłką jaką dziewczyna popełniła. Jej brat był zły na nią za ową sytuację jaka stała się jakiś czas temu  i nieraz wspominał o aborcji dziecka, na co z kolei nie zgadzała się jego żona powtarzając jak mantrę: ,,Gwałt, czy też nie, to maleństwo tu nie zawiniło!’’. Cała rodzina, prócz Bastiana zgadzała się z tym stwierdzeniem. Nawet Jessica, która chodziła na terapię, popierała mamę, twierdząc, że mimo tak młodego wieku, chce urodzić dziecko. Tak naprawdę stwierdziła, że woli ciążę niż raka, który miałby ją zabić, a rodzice chcieli, czy też nie musieli ją poprzeć.

Podczas tych dwóch tygodni jedna rzecz nie dawała jej spokoju. Rzecz, która zdarzyła się w jeden z wolnych i samotnych wieczorów z lampką wina i kominkiem, w którym trzeszczał ogień, wołając do siebie i sprawiając, że siedziało się jak zahipnotyzowanym tym dźwiękiem i ciepłem. Owy kominek i wino nie do końca było tym czego chciała, jednak musiała pogodzić się z takim obrotem spraw i siedziała wpatrzona w telewizor, gdzie leciał jakiś horror. Coraz bardziej chciała by było już lato, albo chociaż wiosna, aby drzewa zakwitły, a świat zalała piękna zieleń i kolory kwiatów. Nigdy nie lubiła zimy, mimo, że jej urodziny były właśnie o tej porze roku. Odesłała myśli w dal i skupiła się na ekranie, gdzie właśnie trwała jakaś masakra. Nagle jej telefon się odezwał, przez co podskoczyła. Zerknęła na komórkę i sama się z siebie zaśmiała, po czym sięgnęła po urządzenie i nacisnęła zieloną słuchawkę, zanim skapnęła się, kto to.

-Dzień dobry kochanie. – Po drugiej stronie odezwał się ktoś, o kim zdążyła zapomnieć, a do kogo żywiła kiedyś wielkie uczucie. Wiedziała już, że on tego nie odwzajemniał, dla niego była kimś, z kim miał super seks i tyle. Pamiętała, że czasami silił się na coś więcej niż zakończenie w łóżku, jednak miała wrażenie, że robił to tylko dlatego, że ona mówiła iż ciągle siedzą w łóżku. Westchnęła cicho do siebie i ostatkami sił powstrzymywała się od rozłączenia.

-Cześć Park.- Jej głos był spokojny, wyprany z jakichkolwiek emocji. Nie chciała mu pokazać co czuje, gdy po tak długim czasie znów słyszy jego głos. Głos, który nieraz budził ją, który doprowadzał ją do wrzenia i sprawiał, że była gotowa na wszystko, co chłopak mówił. Teraz jednak to odleciało i pozostała obojętność. Nie czuła nic, wszystkie emocje jakie wiązała z jego osobą, teraz odeszły w zapomnienie i chciała by to wiedział. Chciała by cierpiał tak jak ona, gdy wyjechał.

-Oh, co tak oficjalnie? – Słyszała w jego głosie lekkie zawahanie, jednak wcale ją to nie obchodziło. – Tyle nas łączyło, a Ty mi mówisz tylko ‘Cześć Park’? – westchnął.

-Spodziewałeś się czegoś więcej? Wybacz, że Cię zawiodłam – uśmiechnęła się lekko do siebie, odstawiając na stolik kieliszek z winem. Nie ufała sobie w tym momencie. Zwłaszcza, że odkryła jak jego głos zaczął ją irytować. – Czego chciałeś, że dzwonisz?

-Słyszałem, że Cię zawiesili. To prawda? – Przestał z nią grać, co przyniosło jej nie małą ulgę. Nie chciała bawić się z nim w jego gierki, nie dzisiaj.

-Skąd wiesz? – Nie umiała ukryć zdziwienia, jakie zdradzał jej głos. Skąd mógł to wiedzieć, będąc na drugim końcu Stanów? Przecież nie ma nic wspólnego z jej życiem, z tym miastem. Odkąd wyjechał, odleciał w zapomnienie.

-Mam swoich ludzi na miejscu. Wiem też, że znalazłaś sobie nowy obiekt westchnień. Szybko. – Niemal mogła usłyszeć w jego głosie jak się uśmiecha, tym samym uśmiechem, który jednocześnie nienawidziła i kochała.

-Zazdrosny? – Wstała z kanapy i podeszła bliżej ognia, uprzednio wciskając przycisk ‘’Pauza’’ na pilocie. Czuła, że ta rozmowa może się przeciągnąć troszkę dłużej.

-Skąd. Rób sobie co chcesz. Też znalazłem sobie kogoś, więc… - urwał, gdyż za jego plecami rozległo się wołanie. Kobiecy głos był lekko piskliwy i niezbyt przyjemny dla ucha, przez co Angela skrzywiła się delikatnie. Znała właścicielkę owego głosu, zdążyła ją poznać aż za bardzo.

-Błagam Cię, Park. Cyntia? Aż tak nisko upadłeś? – Nie mogła się powstrzymać od tego komentarzu. Cyntia była typowym plastikiem ze sztuczną opalenizną, sztucznym biustem, sztucznymi ustami i długimi tlenionymi włosami. W sumie cała kobieta była sztuczna, tak bardzo chciała się upiększyć i upodobnić do gwiazd chodzących po ulicach Los Angeles.

-To z kim się spotykam to tylko i wyłącznie moja sprawa. – Pierwszy raz jego głos był chłodny i oschły. Uderzyła w jego ego, wiedziała to doskonale, co więcej, bardzo jej się to podobało. Chciała tego, chciała usłyszeć jego urażoną dumę, która za jej sprawą podupadnie.

-Oczywiście – odpowiedziała przesłodzonym głosem. – Leć do swojego cukiereczka i przestań mnie śledzić. Nie powinno Cię obchodzić to czy mnie zawieszono czy nie – mruknęła, po czym rozłączyła się i rzuciła telefon na kanapę. Do tej pory nie mogła uwierzyć w to, że z nim rozmawiała i dowiedziała się z kim jest. Westchnęła głęboko i ubrała na siebie gruby sweter, po czym wyjęła z torebki paczkę papierosów, a następnie wyszła na taras, gdzie już po chwili wdychała niezdrowy dym tytoniowy, uspokajając się nim, jak niczym innym.


*


Biały jak kreda księżyc świecił tej nocy bardzo jasno na tle czarnego, bezgwiezdnego nieba, sprawiając, że świat momentalnie stał się mroczny i tajemniczy.

-Pełnia - Camilla przeniosła wzrok na Gitarzystę, który zamiast podziwiać widoki, wpatrywał się zacięcie w kobietę. - Tom! Przestań. - Jej głośne westchnięcie odbiło się od pustych ścian szpitalnej sali. Schlebiał jej, gdy tak na nią patrzył, jednak dzisiaj zupełnie nie mała humoru na to co zwiastowały ten jego wzrok.

-Dlaczego? - Jego twarz dotąd spokojna i bez wyrazu, teraz rozświetliła się przez słodki i nieco zadziorny uśmiech jakim ostatnio często ją obdarzał.

-Wiesz dlaczego - uśmiechnęła się, przysiadając na jego łóżku, które lekko zaskrzypiało od ruchu.

-Skąd – zamruczał, przybliżając swoją twarz bliżej dziewczyny. – Mówiłem Ci już, jak seksownie wyglądasz w tym mundurku? – Objął ją, wciąż uśmiechając się figlarnie. Mimo podbojów jakie robił w szpitalu, w jego głowie i tak była tylko Ona. Chciał czegoś więcej niż seksu na jedną noc, a ona była świetną kandydatką na taką właśnie znajomość.

-Coś tam wspomniałeś – uśmiechnęła się lekko, wdychając jego przyjemny zapach. Uwielbiała być w jego objęciach i nic nie mogła na to poradzić.

-Skarbie, co się stało? – Westchnął cicho, gładząc jej plecy. Czuł, że coś jest nie tak. Dziewczyna dzisiaj była wyjątkowo cicha i zdecydowanie coś ją dręczyło.

-Nie nic – niemal od razu zaprzeczyła.

-Camilla. – Ton jego głosu zmienił się na bardziej poważny. Nie chciał by miała przed nim tajemnice, nie ona.

-To nic, naprawdę. Po prostu… - urwała, wzdychając. Wiedziała, że nic się przed nim nie ukryje. – Jutro razem z Billem wychodzicie ze szpitala. Zdejmą Ci gips i znów wrócisz do swojego życia wielkiej gwiazdy. Znów o mnie zapomnisz. – To ostatnie powiedziała cicho, jakby nie chciała by ją usłyszał. Ale usłyszał, bardzo wyraźnie i od tych słów poczuł dziwne ukłucie w sercu. Czyżby naprawdę myślała, że ją zostawi, że zapomni o niej, jej pięknej twarzy i uśmiechu, który zawojował jego sercem.

-Oh kochanie. Nie zapomnę. Będziemy się spotykać, rozmawiać. Obiecuję dzwonić jeśli nie będę mógł być przy Tobie – zamruczał, całując ją w skroń.

-Na pewno? – Jej głos zadrżał niepewnie. Nie chciała mu tego pokazywać, jednak w jego ramionach całkiem o tym zapomniała, chciała już z nim zostać tak na zawsze.

-Na pewno. Masz moje słowo – zamruczał cicho, po czym uniósł jej głowę i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Zdał sobie sprawę, że zależało mu na niej.

            Spędziła w jego ramionach dość sporo czasu, tuląc się do niego i upewniając siebie samą, że tego chce. Chce zaryzykować związek z kimś takim jak Tom Kaulitz, wieczny babiarz, łamacz kobiecych serc. Wiedziała o jego podbojach w szpitalu, ale wiedziała też, że ciężko będzie odegnać starego Kaulitza, który siedział zakorzeniony głęboko w Tomie. Chciała mu wierzyć, że nie zapomni o niej, zostanie z nią i będzie mu na niej zależało. Uśmiechnęła się do siebie i do swoich myśli, po czym spojrzała w jego oczy, które dzisiaj błyszczały od wesołych ogników.

-A co z tymi szpitalnymi pięknościami? – zmrużyła oczy, kryjąc uśmieszek.

-Oj no… Wiesz jaki jestem – zaśmiał się pod nosem. – Już będę grzeczny – puścił jej oczko, po czym pocałował ją namiętnie, odsuwając od niej takie myśli. Dzisiaj mieli się cieszyć sobą i swoim towarzystwem, którego ostatnio było dość sporo.


*


            Bill czekał na ten dzień ze zniecierpliwieniem, a należał do osób bardzo cierpliwych. Jednak fakt, że w końcu wyjdzie ze szpitala i spotka dr Nixon bardzo mu się podobał. Już tydzień temu załatwił sobie od jej koleżanki adres Angeli i za małą zapłatą w formie autografu i małego show w szpitalu, w końcu miał go w swoim notatniku zaraz obok jej numeru telefonu, który i tak znał już na pamięć. Gdy razem z Tomem dostali wypis i starszemu Kaulitzowi zdjęli gips, niemal jak na skrzydłach wyszedł z tego budynku, mając nadzieję, że mimo wszystko nie wróci już tam nigdy. No chyba, że w odwiedziny do pięknej i wysokiej blondynki, z którą miał zamiar się spotkać jeszcze tego samego dnia.

-Jesteś taki wesoły jakbyś dopiero co stracił dziewictwo – zaśmiał się Tom, siedząc z tyłu jednej z miejskich taksówek. Wokalista rzucił mu mordercze spojrzenie i bardzo teraz żałował, że nie jest Bazyliszkiem, bo chętnie zabiłby swojego brata za takie określenia względem jego osoby. – No co?! Taka prawda! – Szatyn zaśmiał się jeszcze głośniej, widząc minę bliźniaka.

-Zamknij się Tom. Bo na nowo połamię Ci nogę – mruknął zły, krzyżując dłonie w obrażonym geście.

-Tak, tak. – Machnął ręką zupełnie olewając fochy młodszego brata. – Wiem, że chodzi o panią doktor. Ale żeby aż tak Ci zawróciła w głowie? To do Ciebie niepodobne – uśmiechnął się, dając sobie spokój z żartami.

-Odezwał się ten, któremu żadna kobieta nie zawróciła w głowie – odgryzł się.

-Oj Bill… Ja to co innego – zaśmiał się.

-Tak, tak – westchnął, po czym obaj wysiedli z taksówki wprost naprzeciw swojej willi. Bill zapłacił kierowcy, dając mu spory napiwek, a następnie wzięli swoje torby i ruszyli do środka. Ich willi była duża i przestronna jednak mimo wszystko miła dla oka. Nie chcieli przechwalać się zerami na koncie i mimo wielkości budynku, starali się by było im tak jak w domu, a nie jak w muzeum.

-Dobrze być w domu – Tom przeciągnął się w wejściu, a po chwili ich oczom ukazały się ich własne psiaki, biegnące na powitanie swoich panów. – Cześć maluchy – pochylił się i przywitał każdego czworonoga. Wokalista jako, że miał sprawne obie nogi kucnął i przywitał się z psiakami, zupełnie nie zwracając uwagi na panów G, którzy wmaszerowali zaraz za zgrają.

-W końcu. Już się o Was martwiliśmy. – Gustav uśmiechnął się pod nosem, opierając się o framugę drzwi.

-A tak szczerze to mieliśmy nadzieję, że się zgubicie czy coś. Taka chata zaraz znalazłaby kupców. – Basita wyszczerzył zęby w uśmiechu.

-Jasne. Już wiem nawet kto by był tymi kupcami – zaśmiał się Bill, witając się z przyjaciółmi.

-To wcale nie trudne do odgadnięcia – odparł Tom z uśmieszkiem.

-Wiem – uśmiechnął się Wokalista, po czym wziął torbę i ruszył. – Wybaczcie, ale muszę się odświeżyć i wychodzę – powiedział, a następnie zniknął na górze. Odetchnął z ulgą, gdy znalazł się we własnym pokoju i przestronnej łazience, którą wręcz ubóstwiał.

            Stojąc przed jej domem, czuł jak rozsadza go radość. Tak bardzo chciał ją zobaczyć, że aż nie mógł złapać oddechu. Drżącą ręką nacisną przycisk na domofonie, w drugiej ściskając bukiet łososiowych goździków. Zdążył już podpytać Angelę, które kwiaty są jej ulubionymi i wcale się nie zdziwił, że akurat te jej się podobają.

-Tak? – jej ciepły głos odezwał się w domofonie i chłopak poczuł jak jego serce zamiera.

-Witaj piękna. – Chwilę zajęło mu odzyskanie mowy, jednak dość szybko się opamiętał.

-Bill? O boże… cześć, wejdź. – Słyszał w jej głosie zdziwienie pomieszane z radością, co w sumie mu się spodobało. Mógł mieć pewność, że niespodzianka się jej spodobała. Wchodząc na posesję niemal od razu zobaczył ją jak stoi na ganku, czekając aż podejdzie bliżej. Uśmiechnął się do niej ciepło i dwoma susami pokonał dzielącą ich odległość, a po chwili tulił ją do siebie, czując jak jego serce bije jak szalone. Wtulił twarz w jej włosy, czując jej piękny zapach, jej ciało przy swoim.

*****************************************************************

Cdn.

Tym oto zakończę ten odcinek ;D wiem, zła jestem. Hahaha xD Mam nadzieję, że miło się czytało ;) Wiem, dużo ENTERÓW, jednak wygodniej mi się pisze i nie zlewa mi się tak tekst jak bez nich :) także mam nadzieję, że wybaczycie tą zmianę :)

środa, 21 sierpnia 2013

...::: Odcinek 11 :::...



Luka Kovac już od jakiegoś czasu był w Stanach, jednak wciąż uczył się języka jak i obowiązujących zwyczajów. Z radością obchodził święta w iście amerykańskim stylu, chodził tu do pracy i zdobywał nowych przyjaciół. Wciąż pamiętał swoją rodzinę, z którą musiał się rozstać w Chorwacji. Pamiętał piękną żonę, córeczkę i małego synka, którego obraz miał tylko i wyłącznie w pamięci. Dziękował Bogu za jedno jedyne zdjęcie jakie mu pozostało, zdjęcie przedstawiające jego zmarłą żonę i córeczkę. Kto mógł pomyśleć, że w jednej chwili ta szczęśliwa rodzina rozpadnie się i przestanie istnieć? Tęsknił, tak bardzo tęsknił za dawnym życiem. Przez tą tęsknotę często wspominał swoją rodzinę, zadręczając się i otwierając świeżo zagojone rany. Jednak… nic nie mógł poradzić na to, że lubił wracać do tych chwil, gdy we czwórkę byli tak bardzo szczęśliwi.
-Luka – cichy, kobiecy głos odezwał się nagle tuż za jego plecami, sprawiając że lekko zadrżał. Odwrócił się do kobiety i uśmiechnął się czule, widząc jej zmartwioną minę. Zawsze wiedziała, gdy zadręczał się myślami. Teraz też tak było… po prostu wiedziała. – Wszystko w porządku? – Jej głos dalej był cichy i spokojny, jak zawsze, gdy wyrywała go z zamyślenia.

-Cześć Abby – uśmiechnął się. – Tak, wszystko ok.

-Na pewno? – Kobieta spojrzała na niego uważnie, czekając na jakiś znak, spojrzenie, czy cokolwiek co dałoby jej rozpoznać w swoim chłopaku, że kłamie. Mimo że wierzyła w jego słowa, co do tego nie do końca wiedziała, że jest w porządku.

-Na pewno, kochanie. – Złożył delikatny pocałunek na jej czole.

-Eh… dobrze. – Ciche westchnięcie dało mu do zrozumienia, że dalej jego ukochana się martwi, jednak teraz nie było czasu do tego by ją przekonać, uśmiechnął się więc do niej i zaprowadził do sali, gdzie siedziała rodzina. Przed drzwiami stała blondynka, czekając na specjalistę, którym właśnie była Abby.

-Angela. – Mężczyzna spojrzał na zmartwioną koleżankę.

-A. Tak. Hej Abby – uśmiechnęła się lekko do kobiety.

-Cześć. Gdzie ona jest?

-W sali. Chodź. – Wpuściła ją pierwszą, po czym na chwilę zatrzymała swoje błękitne oczy na koledze. – Dziękuję – szepnęła i po chwili sama zniknęła za drzwiami. – Kochani, to jest doktor Abby Lockhart. Jest onologiem i zajmie się Jessicą – oznajmiła rodzinie, po czym usiadła z boku, również czekając na werdykt. Pani doktor zapoznała się z rodziną i wynikami, po czym zabrała dziewczynkę na badania, zostawiając jej rodziców z Angelą. Cały ten czas blondyna pocieszała swojego brata i bratową, jednak bez skutku, stres zjadał ich od środka, tak samo jak rozpacz związana z chorobą ich ukochanej córeczki.

-Ona ma dopiero 15 lat. Jak to możliwe? – Rachel łkała w ramię męża, wciąż nie mogąc zrozumieć jak to wszystko mogło się zdarzyć właśnie ich córce.

-Nie wiem kochanie. Naprawdę nie wiem – Bastian dzielnie siedział, gładząc i uspokajając swoją żonę, mimo, że w środku płakał jak małe dziecko.

-Dr Nixon jest pani potrzebna na urazówce! Przywieźli postrzelonego chłopca! – Do sali wpadła nagle pulchna kobieta i ogłosiwszy co trzeba, wybiegła gnając za innymi sanitariuszami.

-Przepraszam Was. Wrócę jak tylko będą wyniki – uśmiechnęła się do nich smutno, po czym wyszła do przypadku.


* Dwie godziny później *


-Angela, możesz na chwilę? – Abby weszła do sali operacyjnej, zakrywając usta specjalną osłoną.

-Nie teraz, operuję – odpowiedziała, skupiona na nieprzytomnym pacjencie.

-Wierz mi, że to jest bardzo ważne. – Specjalnie położyła nacisk na dwa ostatnie słowa, mając nadzieję, że to zwróci uwagę jej koleżanki. Sprawa naprawdę była poważna i zdecydowanie nie chciała odkładać tego na później.

-Za chwilę. Daj mi dziesięć minut – poprosiła, zerkając na nią.

-Nie. Dr Carter to dokończy. Prawda? – Spojrzała na kolegę, wzrokiem, który mówił jasno, że nie przyjmuje odmowy.

-Jasne. – Młody doktor przytaknął żywo, zerkając na kobietę. Po chwili przeniósł wzrok na dr Nixon, która westchnęła zrezygnowana.

-Eh. Dobrze. Nie zepsuj tego – ostrzegła go, po czym wraz z dr Lockhart wyszła z sali. – Co jest? Są już wyniki?

-Tak. Są. I ja nie jestem potrzebna – odpowiedziała, podając jej kartę pacjentki.

-Co? Ale jak to? Przecież ona ma raka! – Od razu spojrzała na kartę swojej bratanicy, gdzie widniały wyniki badań zrobionych przez Abby.

-Otóż moja droga koleżanko, Jessica nie ma raka. Pomyliłaś wyniki. – Oznajmiła poważnie, opierając się o ścianę.

-To niemożliwe! – Upierała się przy swoim. Nie mogła przecież zrobić tak karygodnego błędu.

-A jednak. Kobietę z rakiem wypuściłaś wolno, a Twoja bratanica jest w ciąży.

-O Boże… - usiadła nie wiedząc co powiedzieć. Pierwszy raz zdarzyło jej się pomylić wyniki.

-Lepiej módl się żeby ta kobieta jeszcze żyła, bo jest w złym stanie – mruknęła. – Przejmę tą panią z rakiem. A Ty załatw to i lepiej jedź gdzieś wypocząć – dodała, po czym odeszła. Lubiła Angelę i naprawdę uważała, że jest dobrą lekarką, jednak ta omyłka mogła ją wiele kosztować, o czym Abby bardzo dobrze wiedziała.

            Gdy dr Lockhart odeszła, blondynka przetarła twarz dłonią, myśląc jak to wszystko odkręci. Na pewno będzie musiała iść do szefa, zgłosić swoją pomyłkę, co równało się z zawieszeniem. Westchnęła ciężko i ruszyła do sali, gdzie siedzieli jej bliscy. Teraz czekały ją dwie bardzo ciężkie rozmowy. Cieszyła się, że Abby przejęła pacjentkę, dając jej mniej nerwów. Wystarczyła jej rozmowa z rodziną i szefem, z czego nie wiedziała, której z nich bardziej się boi. Przed wejściem do sali wzięła parę głębokich oddechów, po czym zniknęła za drzwiami. Jej brat i bratowa bardzo ucieszyli się z faktu, że ich córka nie ma raka, mimo że ciąża u piętnastolatki była dość przygnębiająca. Wiedzieli jednak, że owy stan ich dziecka nie był zamierzony, a wynikał z gwałtu.

-Czyli, że Jess jest zdrowa? – Bastian wolał się upewnić. – Na pewno?

-Tak Bastian, na pewno – westchnęła z uśmiechem.

-Ciesz się, że nie jesteśmy jakimiś obcymi ludźmi, bo pozwałbym Ciebie o złą diagnozę – mruknął zły.

-Wiem. Naprawdę przepraszam.

-Wiemy Angela. – Jej bratowa spojrzała na nią z lekkim uśmiechem. Ona w porównaniu do mężczyzny była spokojna. W końcu dowiedziała się, że jej córka jednak nie ma śmiertelnej choroby. – Może pojedź i wypocznij, jesteś przemęczona – dodała.

-Wiem Rachel. Pewnie za tą pomyłkę będę miała przymus wolnego – odparła niezadowolona.

-Może przestaniesz się mylić – Bastian spojrzał na nią już z mniejszą złością.

-Mam nadzieję – uśmiechnęła się lekko. – Jess, jak się czujesz?

-Jak ktoś kto w wieku piętnastu lat urodzi dziecko – uśmiechnęła się krzywo. – Dam radę ciociu – przeniosła na nią wzrok.

-Mam nadzieję – pocałowała ją w czoło. – Proszę tu recepta na witaminy. Wracajcie do domu, niech mała odpocznie – poleciła, po czym pożegnała się z nimi i wyszła, od razu kierując się do szefa.

*

-I mówisz, że pomyliła wyniki? – Luka spojrzał na swoją dziewczynę, unosząc jedną brew wyżej. Nawet jemu było ciężko uwierzyć w tak rażącą pomyłkę koleżanki. Wiedział, że Angela nigdy nie popełniłaby tego błędu, jednak kobieta nie była nieomylna i każdemu mogło się zdarzyć.

-Niestety. Dyrektor ją za to zawiesił. – Abby siedziała na krześle w kuchni, obejmując dłońmi ciepły kubek ze świeżo zaparzoną kawą.

-I kiedy wróci do pracy?

-Niewiadomo. Kiedy Romano będzie chciał żeby wróciła – westchnęła. Była świadoma tego, że Angela musiała ponieść konsekwencje, ale nie było jej z tym dobrze. Jakby nie było, lubiła tą blondynkę.

-Kochanie, nie martw się. Ona sobie da radę. Dobrze o tym wiesz, że gorsze rzeczy się zdarzały na naszym oddziale – usiadł obok niej uśmiechając się uspokajająco.

-Wiem, ale i tak jej współczuję – uśmiechnęła się do niego.

-Wiem – pocałował ją czule.


*


            Blondynka przed powrotem do domu postanowiła zajść do Billa by się pożegnać. Wiedziała, że chłopak ma być niedługo wypisany, a znając Romano, nie wróci przed jego wyjściem. Niedługo później pukała już do drzwi, zastanawiając się czy ktoś w ogóle ją usłyszy, bo jak na razie słyszała głośne śmiechy i żywą rozmowę. Po chwili usłyszała krótkie ,,proszę’’, więc weszła do środka.

-Cześć – uśmiechnęła się do bliźniaków i Camilli. Nie umknął jej fakt, że rudowłosa kobieta ostatnio bardzo często siedzi z chłopakami, a zwłaszcza ze starszym Kaulitzem. Przez jej twarz przemknął cwaniacki uśmiech, jednak szybko się opanowała.

-No witam! Już myślałem, że się dzisiaj nie zobaczymy – Bill uśmiechnął się uroczo, patrząc dziewczynie w oczy. Jego humor skoczył o 100%, a to za sprawą tylko i wyłącznie Angeli.

-Musiałam przyjść się pożegnać – odwzajemniła uśmiech.

-Słyszałam co się stało. – Camilla przerwała im nagle. Takie wiadomości bardzo szybko rozchodzą się po szpitalu, zwłaszcza wśród personelu.

-A co się stało? – Wokalista zmrużył oczy, patrząc na nią wyraźnie. – I dlaczego pożegnać? Miałaś pracować do nocy – zauważył.

-Zawiesili mnie – westchnęła.

-Czyli, że…

-Nie będzie mnie przez najbliższy czas. Nie wiem kiedy wrócę, ale Ty pewnie już wyjdziesz ze szpitala – powiedziała to co on pewnie pomyślał.

-To wy się pożegnajcie, a my idziemy – Tom uśmiechnął się cwano, po czym spojrzał na brata, wiedząc że Bill skapnie się o co mu chodzi.

-Jasne, cześć – chłopak uśmiechnął się.

-Pa. – Rudowłosa ruszyła z Tomem do drzwi. - Zadzwonię do Ciebie. – Powiedziała jeszcze do Angeli, a następnie oboje zniknęli za drzwiami.

-Więc może… Dasz mi swój numer? – Bill przeniósł wzrok na dr Nixon, a jego oczy pokazywały niesamowitą nadzieję, na to, że dostanie to o co prosi. Miał niesamowity dar przekonywania, a jego oczy sprawiały, że blondynka nie myślała trzeźwo. Tym razem jak na niego patrzyła zapomniała o całym tym dniu, który powoli mijał.

-Jasne – powiedziała z uśmiechem, po czym zapisała w jego notesie swój numer i oddała mu go. – Proszę bardzo.

-Świetnie! – Chłopak emanował radością całym sobą, co sprawiło, że naprawdę poprawił jej się humor. – Zadzwonię do Ciebie jak tylko wyjdę i umówimy się na prawdziwą randkę – zamruczał z uśmiechem.

-Randkę? – Jedna jej brew uniosła się w zdziwieniu, a usta ułożyły się w uśmieszek. Cieszyła się, że tak nazwał ich spotkanie.

-No chyba, że nie chcesz – lekko się zmieszał.

-Nie, nie.. Jasne, że chcę. Tylko nie myślałam, że też myślisz o tym jak o randce – zamruczała.

-Też? – Teraz to on okazał lekkie zdziwienie, mimo że w środku aż skakał z radości. Blondynka nic nie odpowiedziała tylko uśmiechnęła się i pochyliła się nad nim, a następnie złożyła delikatny pocałunek na jego ustach. Bill poczuł jak serce mu przyspiesza, tak bardzo tego pragnął, poczuć smak i miękkość jej ust na swoich wargach. Teraz miał już pewność, że ta znajomość będzie znacznie ciekawsza niż mu się wydawało. A przynajmniej taką miał nadzieję. Nic nie mógł poradzić na to, że tak go zauroczyła. Opamiętał się nagle i odwzajemnił pocałunek, jednak trochę czulej i z większą pasją, co dziewczynie wyraźnie się spodobało. Nie odsunęła się od niego, a za to przysiadła na łóżku. Po chwili odsunęli się od siebie by zaczerpnąć powietrza, które było im niestety potrzebne. Spojrzeli sobie głęboko w oczy, niemal czując jak oba serca biją nienaturalnie szybko.


***************************************************************************

Cdn.

Dziękuję za komentarze, które dodają mi niesamowicie dużo powera ;D

Jednocześnie zapraszam na moje drugie opowiadanie o Upadłych Aniołach.

sobota, 17 sierpnia 2013

...::: Odcinek 10 :::...



Mimo, że rany po wypadku i operacji goiły się szybko, Bill wciąż czuł jakiś niepokój związany z wszystkim co się z nim działo. Nie mógł zrozumieć tego, co się z nim dzieje. Czuł, że po tym co się stało tamtego felernego wieczoru, teraz jest innym człowiekiem, kimś kto patrzy na teraźniejszość, nie martwiąc się tym co przyniesie przyszłość. Może stąd też nagłe zainteresowanie panią doktor, której tyle zawdzięcza. Jak każdy człowiek cenił sobie swoje życie i był naprawdę wdzięczny Angeli za to, że nim się wtedy zajęła, zdecydowanie miał szczęście, że trafił na tak doświadczonego, a przy tym tak pięknego chirurga. Jego rozmyślanie zakłóciło pukanie do drzwi i chwilę później do sali wszedł jakiś lekarz. Wokalista zmarszczył brwi, przypatrując się mężczyźnie, jednak jego twarz od razu złagodniała, gdy zauważył, że za nim idzie dr Nixon.
-Dzień dobry – mężczyzna uśmiechnął się do siedzącego pacjenta. – Jestem dr Kovac, od dzisiaj to ja będę pana lekarzem.
Gdy tylko usłyszał to zdanie, jego wzrok od razu powędrował na Angelę, która stała cicho oparta o ścianę.
-Jednak pana stan jest coraz lepszy… - ciągnął lekarz - … więc podejrzewam, że niedługo pana wypiszemy. Jest pan u nas już prawie miesiąc, rany się zagoiły, nie ma innym obrażeń – wymieniał patrząc w kartę. Jednak nie zauważył jednego, Wokalista go w ogóle nie słuchał, ciągle wpatrzony był w blondynkę jakby chciał zmusić ją do mówienia, do odpowiedzenia na jego pytanie, które pojawiło się w jego oczach.
,,Dlaczego?! Dlaczego?! Dlaczego?!’’ – Tylko to miał w głowie, chciał wiedzieć czemu zmieniają ją na jakiegoś obcego mężczyznę.
-Khem. Panie Kaulitz. – Od rozmyślań oderwał go nieco rozbawiony głos Luki, zmuszając jednocześnie na przeniesienie swoich brązowych oczu na niego.
-Dlaczego zastępuje pan dokrot Nixon? – Musiał zadać to pytanie, a skoro ona sama nie chciała powiedzieć, musiał się dowiedzieć od niego.
-Mała zmiana w kadrze. Doktor Nixon panu wyjaśni, a ja na razie zostawię pana samego. Wrócę niedługo – powiedział na odchodnym i wyszedł.
-Więc? – Jedna jego brew uniosła się do góry, gdy ponownie utkwił spojrzenie w pani doktor. Blondynka westchnęła i usiadła na krześle, była widocznie niezadowolona z faktu, że Luka ją zastąpi, jednak wiedziała, że nie ma wyjścia.
-Muszę zastąpić moją koleżankę z pracy, przez co będę przez jakiś czas na pediatrii na innym piętrze. – Jej niebieskie oczy w końcu spotkały się z jego, co wywołało u niego przyjemny dreszcz.
-Ah. Rozumiem, że to konieczne?
-Niestety. Ale spokojnie, Luka jest równie dobrym lekarzem – puściła mu oczko.
-Ale nie tak pięknym – uśmiechnął się do niej uroczo. Właśnie w tym momencie w jej brzuchu zaczęło szaleć stado motyli.
-Robisz to specjalnie – spuściła głowę, chcąc ukryć rumieńce. Przy nim czuła się jak jakaś nastolatka, co najlepsze naprawdę podobało jej się to uczucie. Nawet przy Parku tego nie czuła!
-Nieprawda! – Uniósł ręce w geście poddania, czując jak jego uśmiech mimowolnie się poszerza. – Do twarzy Ci z tymi rumieńcami – zamruczał.
-Ooooh, przestań!
-Nie potrafię. Nawet nie wiesz jak bardzo to lubię – palnął nagle, unosząc jej głowę wyżej, by spojrzała na niego, co też uczyniła.
-Bill – jęknęła cicho. Nagle chłopak zaczął przybliżać do niej swoją twarz, wciąż patrząc jej w oczy. Gdy ich usta dzieliły już minimetry, nagle drzwi się otworzyły i wśród śmiechu i chichotów do pomieszczenia weszła Camilla z Tomem.
-Ojć… Czyżby nie w porę? – Tom poruszał brwiami z cwanym uśmieszkiem.
-Trochę – mruknął Bill, z wyraźną niechęcią odsuwając się od Angeli.
-Trudno. Nudziło nam się! – Jego usta ułożyły się w szerokim uśmiechu, ukazując wszystkim jego perfekcyjne, białe zęby.
-To trzeba było się czymś zająć, a nie innym przeszkadzać – zaśmiał się. Gitarzysta wywrócił tylko oczami i podjechał wózkiem do łóżka, na którym siedział jego brat.
-Dzień dobry doktor Nixon – zamruczał z uśmieszkiem, za co po chwili dostał od Camilli. – Ała! Za co?
-Wiesz za co! – Rudowłosa usiadła na drugim krześle, wywracając przy tym oczami.
-Dziękuję. Wyręczyłaś mnie – zaśmiał się Bill.
-I ty Brutusie przeciwko mnie?! – Spojrzał z wyrzutem na brata, mimo że wiedział dlaczego chłopak poparł jego towarzyszkę.
-Nie dziw się tylko lepiej się opanuj - odparł z uśmieszkiem.
-Tak, tak. Widzisz, co ja z nimi mam – westchnął, spoglądając na dr Nixon.
-Biedaku – zaśmiała się.
-To nie jest śmieszne! Ja się czuję maltretowany psychicznie! – Po tych słowach Gitarzysta udał, że płacze, czym rozbawił resztę jeszcze bardziej.
-Maltretowany psychicznie?! Dobre sobie! – Bill wybuchnął śmiechem, do czego dołączyły się dziewczyny. W tym momencie jedna myśl przeszła przez jego głowę.
,,Tak mogłoby być już zawsze!’’

*

-Angela! – Rudowłosa dziewczyna podbiegła do dr Nixon, w momencie, gdy ta wsiadała do windy.
-No co jest? - Przytrzymała windę by jej koleżanka mogła wejść do środka.
-Znów jesteś skazana na mnie! – Uśmiechnęła się szeroko, wchodząc do windy, która po chwili ruszyła. – Widziałam, że Bill jest baaaardzo niezadowolony z takiego obiegu spraw.
-Oj tak. Lubimy swoje towarzystwo, a ta zmiana wyszła nagle – westchnęła.
-Trochę lipnie. Ale po pracy zawsze możesz do niego zajść – poruszała brwiami, z cwanym uśmieszkiem.
-Wiem, wiem – uśmiechnęła się pod nosem.
-Swoją drogą to co to było, to wcześniej?
-Coooooo?
-Czyżbyście się całowali? – Camilla przyjrzała się jej uważnie jakby chcąc cokolwiek wyczytać z jej twarzy.
-Prawie – odparła, czując jak ponownie jej usta zalewają rumieńce.
-Dziewczyno, Ty się rumienisz! – Jej oczy powiększyły się nienaturalnie, a usta ułożyły się w rozbawiony uśmiech.
-Cicho – syknęła. – Wiesz, że tu ściany mają uszy – wskazała na mikrofon w ściance nad guziczkami.
-Oj tam. Każdy wie, że lecisz na młodszego Kaulitza. Ze wzajemnością z resztą – odparła z uśmieszkiem, wysiadając z windy.
-To aż tak widoczne? – Jęknęła, również wychodząc z pomieszczenia.
-Bardzo – puściła jej oczko, po czym obie ruszyły korytarzem na oddział. Camilla z triumfalnym uśmiechem, Angela z głową pełną myśli.
,,Powinnam się bardziej powstrzymywać. Wszyscy w szpitalu wiedzą co siedzi w mojej głowie, a skoro wszyscy to wiedzą, wie o tym też sam Bill. Cholera jasna! Chociaż może to lepiej. W końcu to dzięki niemu nie myślę wciąż o Parku, który zostawił mnie i wolał wyjechać. Nie! Koniec, czas na pracę..’’
Mimo, że blondynka bardzo chciała skupić się na pracy, w jej głowie wciąż krążył moment, w którym Wokalista prawie ją pocałował. Mogła poczuć jego zapach, jego bliskość. Dzieliły ich sekundy by mogła zasmakować jego usta, które od jakiegoś czasu śniły jej się po nocy. Tak, Angela Nixon miała obsesję na punkcie Billa, a co gorsza nie chciała się z niej wyleczyć. Chciała trwać w tym i pogłębiać ją, jednak wiedząc, że chłopak odwzajemnia jej zainteresowanie, mogła  być spokojna i zgadzać się na nic nie znaczące kawy w szpitalnej kawiarence. Ale co będzie jak chłopak wyjedzie? Jak wyjdzie ze szpitala i już nie wróci w te strony? Nie spotka go i ich niewinny romansik skończy się na szpitalnej kawiarence?
,,Nieee. On jest Tobą zainteresowany! Nie zostawi tego tak, na pewno wyjdziecie poza mury szpitala!’’ – Ta myśl była ostatnią myślą jaka nawiedziła jej umysł. Teraz miała przed sobą nie lada wyzwanie, rozmowę z 15-letnią bratanicą.
-Cześć Jessica. Co się dzieje? – Angela usiadła na krześle przed zapłakaną nastolatką. Specjalnie poprosiła Camillę o zostawienie jej samej, by mogły spokojnie porozmawiać i dowiedzieć się o co chodzi. Jej bratanica rzadko bywała u niej w szpitalu, tym bardziej od razu po szkole i to z własnej woli. Widząc ją w takim stanie poczuła dziwny ucisk w żołądku, który miał już tego dnia nie zelżeć.
-Ciociu... – zaczęła, jednak płacz uniemożliwił jej dalsze powiedzenie czegokolwiek. Blondynka usiadła obok dziewczyny i objęła ją ramieniem, czując jak ucisk stał się jeszcze mocniejszy.
-Mów kochanie co jest. – Zaczęła głaskać jej ciemnoniebieskie włosy w celu uspokojenia jej, jak wtedy gdy była małą dziewczynką. Jessica Nixon była dość wysoka jak na swój wiek, a do tego po mamie odziedziczyła zniewalającą urodę modelki, przez co chłopacy wręcz bili się o jej względy. Nie raz jej tata, a brat Angeli, Bastian, wciekał się na adoratorów jego córki, twierdząc, że Jess będzie miała czas na chłopaków, teraz ma zająć się nauką. Gdyby tylko wiedział, jakie konsekwencje poniosą jego słowa. Bo przecież zakazany owoc smakuje lepiej, zwłaszcza dla dziewczynki, której pozwalano na wszystko. Kolczyki gdzie chciała, tatuaż, farbowanie włosów na ciemny niebieski. A to wszystko tylko w wieku 15-stu lat. Oczywiście nie pochwalała tego w żadnym procencie, jednak nie mogła się wtrącać w metody wychowawcze swojego brata i szwagierki. Podczas ciszy, w której Angela myślała nad tym wszystkim, dziewczyna zdążyła się uspokoić i w końcu wyznała cioci to, co ją męczyło:
-Chyba jestem w ciąży…
-Co?! – Oczy kobiety niemal wyszły na wierzch. Tego się nie spodziewała, nie po niej, tej małej dziewczynce, która nie tak dawno sama nosiła pampersy.
-No bo jest w szkole taki chłopak. Ostatnio koleżanka robiła imprezę i on na niej był. Razem tańczyliśmy, bawiliśmy się, a później nic nie pamiętam… - znów się rozpłakała, urywając w połowie zdania. – Obudziłam się goła, w jakimś łóżku! – Tym razem jej płacz był jeszcze bardziej zrozpaczony niż przedtem. Blondynka poczuła jak coś ściska ją w sercu, a gula w gardle rośnie. Jeszcze chwile i sama zaniosłaby się płaczem, widząc jak jej bratanica cierpi.
-Ciii… cichutko – szepnęła, obejmując ją mocno. – Nie mówiłaś jeszcze rodzicom?
-Nie. Boję się.
-Dobrze, zrobimy badania i dowiemy się co i jak. A później ja im powiem, dobrze? – głaskała dziewczynę po głowie.
-Oni mnie wyrzucą z domu! – Oderwała się od cioci i spojrzała na nią z przerażeniem w oczach.
-Spokojnie Jessi. Nikt nie wyrzuci Cię z domu. To nie Twoja wina, pamiętaj – pogłaskała ją po mokrym policzku, po czym wstała. – Za chwilę Cię zbadam. Wezwę tylko Twoich rodziców – powiedziała z pocieszającym uśmiechem, po czym wyszła z gabinetu – Cam, przygotuj ją na badania ginekologiczne, dobrze? – Spojrzała na rudowłosą koleżankę.
-Dobrze. – Kobieta weszła do sali, gdzie siedziała nastolatka. – Więc to jest Twoja ciocia?
-Tak.
-Fajna co? Wszyscy ją tu lubią. – Zagadywała ją, szykując wszystko co potrzebne.
-Zawsze była lubiana – przebrała się w specjalny strój do badania, pociągając przy tym nosem.
-Nie dziwię się – uśmiechnęła się.
-Gotowe? – Do pomieszczenia nagle weszła blondynka.
-Jasne – Camilla uśmiechnęła się do niej.
-Mogłaby pani zostać? – Jessica spojrzała na kobietę, wystawiając do niej dłoń.
-Tak. Oczywiście. – Złapała nastolatkę za dłoń, podczas, gdy dr Nixon zabrała się za badania i pobieranie próbek. Gdy wszystko było gotowe, dziewczyna położyła się wygodniej i czekała na wyniki, uspokajana przez pielęgniarkę. Blondynka w tym czasie czekała na wyniki i brata.

*

-I co z nią?! – wysoki mężczyzna wszedł do sali, gdzie siedziała jego córka. Za nim dreptała niska meksykanka, jego żona. Rachel była niska, jednak miała nietypową urodę, która zawsze przyciągała wzrok mężczyzn. Jednak odkąd wyszła za Bastiana, w jej głowie był tylko i wyłącznie brunet. Obok kobiety dreptali dwaj chłopacy, trzymając się za ręce, by nie zgubić się w tym wielkim budynku. Angela widząc tą szczęśliwą rodzinę, poczuła smutek jeszcze większy niż po przeczytaniu wyników.
-Cam, popilnujesz chłopców? Ja pójdę z Bastianem i Rachel do gabinetu – spojrzała na koleżankę.
-Jasne, nie ma sprawy. – Od razu sprawnie przejęła dwóch urwisów, podczas gdy blondynka wyszła wraz z rodzicami Jessicy.
-Angela, błagam. Powiedz o co chodzi. Czemu Jess tu leży? – kobieta od razu wbiła swój wzrok w szwagierkę. Ufała jej i wiedziała, że może jej powierzyć życie całej swojej rodziny, jednak teraz nie podobało jej się milczenie blondynki. Zdecydowanie wolałaby już usłyszeć werdykt.
-Usiądźcie lepiej…
-Endż, na litość boską! – Bastian był wyraźnie zniecierpliwiony, jednak posłusznie usiadł wraz z żoną na kanapie.
-Jessica została zgwałcona przez kolegę ze szkoły... – zaczęła.
-Co?! Który to?! – Mężczyzna podniósł głos, zrywając się z kanapy, podczas gdy jego żona zakryła usta dłonią, czując jak łzy cieknął jej po policzkach.
-Już policja się nim zajęła. Jednak to nie jest najgorsze – powiedziała i zanim jej brat znów się uniósł, uciszyła go ręką. – Myślała, że jest w ciąży, bo nie miała miesiączki. Później powiedziała jeszcze, że często bolał ją brzuch, wymiotowała, jej mocz przybrał kolor krwi. – Odetchnęła, wiedząc co zaraz nastąpi. – Wierzcie mi, że wolałabym by to była ciąża. Jess ma raka wątroby. – powiedziała na wydechu, czując jak od tych słów przechodząc ją ciarki. Zarówno Bastian jak i Rachel nie spodziewali się takiego werdyktu. Ciąża, owszem, ale rak?!
-Powiedz, że to nie prawda! – Kobieta spojrzała na nią zapłakanymi oczami. Jej głos drżał, a ręka nieświadomie wbijała paznokcie w udo męża. Jednak on jakby już był w innym świecie, nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.
-Chciałabym – westchnęła ciężko. – Naprawdę bym chciała – usiadła obok szwagierki i objęła ją. – Zrobię wszystko by ją wyleczyć… - szepnęła. – Obiecuję.
-A mogłabyś spełnić jej marzenie? – Bastian odezwał się po długiej chwili ciszy. Wszyscy w rodzinie wiedzieli, o czym marzy na 15-latka. W dodatku jej ciocia mogła jej to marzenie spełnić, zwłaszcza teraz.


Cdn.

W końcu napisałam co nie co ;D Trochę to trwało, z różnych powodów ;)

Odcinek dla tych, którzy czytają i komentują. Naprawdę wiele to dla mnie znaczy, a każdy nowy czytelnik jest dla mnie jak nieziemski prezent. Także dziękuję wszystkim ;*

Ka. – o to chodziło, miały być jak napalone nastolatki ;D i czekaj na rozwój ;p
Methrylis – Taaaaaaak, Luka xD Co do innych, których proponujesz, kto wie może się pojawią ;) i Luka zły nie jest, tylko w tym 9 taki był ;) obiecuję ;p
monia – ona tylko przed sobą to przyznaje, ale już i Billowi zaczyna pokazywać, że jej się podoba. Haha xD
AbbyCarter – Carter to lekarz xD A John to recepcjonista. Podzieliłam ich na dwie osobne postacie ;) Co do rywalki, kto wie ;p
Kate – No kiedyś musiał ruszyć makówką! ;p
Vergessen Engel – Wiesz, że ja lubię mieszać, więc niestety jeszcze nie raz zechcesz mnie zabić kochana ;p Cieszę się, że podoba Ci się Pan Przeposzczony! Ahhah xD A Tom na razie musi taki być, chociaż powoli będzie normalniał. Hahah xD
unecessary – cieszę się, że Cię zainteresowałam i mam nadzieję, że to zainteresowanie nie zniknie ;)
Kochająca Toma – staram się zaciekawić czytelników, a co do Camilli, to będzie go zmieniać, będzie ;)

czwartek, 8 sierpnia 2013

...::: Odcinek 9 :::...



-Cieszę się, że zgodziłaś się na kolejną kawę. - Bill uśmiechnął się uroczo do swojej towarzyszki, która siedziała przed nim. Musiał przyznać, że od pierwszego razy, gdy ją ujrzał poczuł coś wyjątkowego w sercu. Wiele osób nie wierzyło, że coś takiego może się zdarzyć, ale on do nich nie należał. Wręcz miał nadzieję, że i jego spotka kiedyś tzw. ,,miłość od pierwszego ujrzenia.’’ Patrząc na tą kobietę miał nadzieję, że jego przeczucia co do niej się nie mylą.
-I tak nie miałam nic do roboty. – Blondynka wzruszyła ramionami, upijając zgrabny łyk kawy. Jej oczy nie patrzyły na niego, a raczej na filiżankę ze świeżo zrobioną kawą, czego jej bardzo brakowało od samego rana. Siedząc tyle w szpitalu, często jej się zdarza zapomnieć o zakupach, przez co potem dojada resztki, a kawy zasmakuje dopiero w pracy.
-A praca? – Zapytał, obserwując ją. Lubił ją obserwować, jej ruchy, gesty. Była niesamowicie kobieca w tym co robiła, a jemu to się bardzo podobało.
-Zaczynam dopiero za godzinę – uśmiechnęła się lekko, w końcu unosząc na niego swoje błękitne oczy.
-Ahh, rozumiem. Więc, dlaczego jesteś tu tak wcześnie? Nie żebym narzekał czy coś!
-Jasne - roześmiała się. W końcu wykazała jakieś konkretne zainteresowanie tym co się działo i co do niej mówił, przez co widocznie mu ulżyło. - Później nie przyjęliby małej do żłóbka.
-I wszystko jasne - zaśmiał się.
-Inaczej by mnie nie zerwali z łóżka tak szybko.
-Też lubię sobie pospać - uśmiechnął się. W głębi duszy poczuł przyjemne ciepło w sercu, wiedząc, że mimo iż łączyła ich taka głupota to jednak coś ich łączyło. A miał przeczucie, że tych rzeczy będzie więcej i więcej.
-Więc mnie rozumiesz - puściła mu oczko.
-Zdecydowanie – uśmiechnął się. W tym momencie znów usłyszał w głowie słowa swojego głupiego brata. Nienawidził go za to, że zawsze musiał palnąć coś, przez co teraz on sam będzie się zastanawiał i miał wątpliwości.
-Ale w sumie dobrze się stało – uśmiechnęła się. – Mogłam wypić tę kawę z Tobą.
-Bardzo dobrze się stało – poparł ją. – Ale jest jedna rzecz, która mnie zastanawia.
-Jaka? – Jej błękitne oczy spojrzały na niego uważnie i z zaciekawieniem, co na chwilę odebrało mu mowę. Miała takie piękne oczy, a on lubił w nie patrzeć i odpływać myślami gdzieś daleko.
-Bo widzisz… - zaczął niepewnie, wracając tym samym na ziemię. – Z każdym pacjentem wybierasz się na kawę? – Już zadając to pytanie wiedział, że palnął gafę, ale czasu już nie cofnie. Nagle zauważył jak jej twarz się rozjaśnia, a po chwili zaczęła chichotać. Boże jaki ona miała boski śmiech, mógłby jej słuchać i słuchać i nigdy by mu się to nie znudziło.
-Spokojnie. Nie martw się, nie chodzę ze wszystkimi na kawę – uśmiechnęła się, wciąż rozbawiona jego pytaniem.
-Czyli mogę czuć się zaszczycony? – Jego twarz momentalnie przyozdobiona została czarującym uśmiechem.
-Jeśli chcesz – zachichotała.
-Świetnie!
-Pani doktor! Mamy poważny problem na urazówce! – Niziutka pielęgniareczka wbiegła do kawiarenki, od razu podbiegając do stolika przy którym siedziała Angela.
-Connie, moja zmiana zaczyna się dopiero za pół godziny. Kto jest dyżurnym lekarzem?
-Nie ma, tzn wyszedł.
-Jak to?! – wstała, a jej oczy przeszył błysk złości.
-No, było spokojnie, wręcz nudno to wyszedł do baru naprzeciwko coś przekąsić.
-Co za… uuh. – Wzięła swoją kurtkę i spojrzała na Billa. – Przepraszam, ale muszę iść. Dziękuję za miło spędzony czas – pocałowała go w policzek, po czym wybiegła, zostawiając osłupiałego chłopaka samego.
,,Czyż ona nie jest cudowna?’’ – pomyślał, wciąż czując jej delikatny pocałunek na swoim policzku. Wiedział, że od dzisiaj będzie się starał by zwrócić na siebie jej uwagę.

*

-Co za debil zostawia przychodnię samą?! – Angela nie ukrywała złości jaką wywołał u niej brak jakiegokolwiek szacunku do pracy ze strony lekarza dyżurującego. Nie rozumiała jak można zostawić wszystko i sobie tak po prostu wyjść. To przecież wbrew prawu!
-Przepraszam. Nic się nie działo, myślałem, że mogę wyjść na chwilę. – Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna stał oparty o ścianę, podczas gdy dr Nixon chodziła po gabinecie dyrektora, starając się tym samym uspokoić swoje nerwy.
-Luka! Nie można czegoś takiego robić, zrozum. Może u Ciebie w Chorwacji tak można, ale tutaj nie! Nie zostawia się przychodni samej! – spiorunowała go wzrokiem.
-To przecież jeden przypadek. Pacjent żyje, uratowałaś go. – Jego akcent, który zawsze ją rozśmieszał, teraz ją irytował. Nie lubiła, gdy ktoś łamał reguły i mimo z radości jaką wywołało u niej uratowanie pacjenta, przypomniało jej się zachowanie kolegi z pracy.
-Bez Twojej pomocy.
-Masz szczęście, że akurat Angela tu była. Pomyśl co by się stało, gdyby była dalej w domu. – Niski, starszy mężczyzna oparł dłonie na swoim pokaźnym brzuchu, patrząc na mężczyznę.
-Ale tu była! Cieszmy się, że pacjent został uratowany. A ja przepraszam i obiecuję, że więcej to się nie powtórzy.
-Eh.. Dobrze. Ale masz naganę – zastrzegł.
-Tylko tyle? – Zdziwienie pani doktor było większe od niej samej.
-Tak, tylko tyle. Ostatecznie pacjent faktycznie został uratowany. Szczęście, że byłaś w pracy. – Dyrektor uśmiechnął się, po czym wstał zza biurka. – Dziękuję, możecie wrócić do pracy.
-Jasne – westchnęła, po czym wyszła, a zaraz za nią podążył dr Kovac.
-Naprawdę musieliśmy iść z tym do Richarda?
-Tak. Bo olałeś swoją pracę – mruknęła.
-Oj Angela…
-Nie ma ,,Oj Angela’’! Powinieneś poczekać na koniec swojej zmiany. Albo poprosić kogoś innego, żeby poszedł Ci coś kupić – powiedziała, spoglądając na niego.
-Wiem – westchnął. – To był pierwszy i ostatni raz. Nie złość się na mnie – uśmiechnął się słodko.
-Eh. Nie umiem się na Ciebie gniewać – uśmiechnęła się, wzdychając. – Ale następnym razem nie przerywaj mi randki – mruknęła pod nosem.
-A więc o to chodzi! – Jego śmiech poniósł się po korytarzu, a blondynka od razu zgromiła go spojrzeniem.
-Luka, jak Boga kocham zamknij się!
-Ok, ok. Już nic nie mówię – uniósł dłonie w geście poddania.
-I dobrze – walnęła go w ramię z uśmieszkiem, po czym odeszła do świetlicy.

*
Camilla chodziła po domu, sama nie wiedząc co ze sobą zrobić. Dzień dłużył jej się niemiłosiernie, a do zmiany miała jeszcze, o zgrozo, trzy godziny! Od powrotu z pracy zdążyła pójść z psem, załatwić swoje sprawy jak i wypocząć w wannie pełnej piany. I mimo wszystko zostało jej tyle czasu, którego nie miała pojęcia jak wykorzystać. W końcu postanowiła iść szybciej do pracy, jako że nie mogła znieść tej nudy. Poinformowała sąsiadkę o swoim wyjściu i niedługo później jechała metrem w stronę swojego miejsca pracy. Na dworze już robiło się szarawo, a ciemność nocy zbliżała się nieubłagalnie, jednak jej się to podobało. Lubiła jak jest ciemno, bo wtedy całe miasto było cudownie oświetlone, ukazując piękno tego miasta. Gdy wysiadała z ciepłej kabiny metra, poczuła lekki chłód, przez co zadrżała i miała ochotę wrócić z powrotem do ciepłego pomieszczenia. Walcząc z tą ochotą, opatuliła się szczelniej kurtką i szalikiem, po czym ruszyła do pracy.
-Cami! A co Ty tu robisz tak wcześnie? – John uśmiechnął się do niej nieco zdziwiony.
-Nudziło mi się w domu – zaśmiała się. – Macie tu coś ciekawego?
-Nuda. Chociaż niedawno było tu całkiem wesoło.
-O! Mów! - Poczuła jak ciekawość bierze nad nią górę, więc od razu zbliżyła się do kontuaru i wpatrywała się w niego.
-Angela i Luka o mało co się nie pozabijali!
-Oooo. Przecież się lubią?
-Owszem. Ale Angela miała randkę z Billem… – poruszał znacząco brwiami - … a Luka miał dyżur i poszedł sobie coś zjeść, olewając szpital. I podczas jego nieobecności musieli wezwać Angelę, przerywając jej tym samym randkowanie.
-O jaaa… To nieźle! I jak to się skończyło?
-Sama zobacz – wskazał głową na śmiejącą się parę przyjaciół.
-Łee. Widzę, że pogodzeni.
-Ta. Dr. Nixon nie umie się na niego gniewać.
-No tak. Nic dziwnego. Luka jest uroczy – uśmiechnęła się i poszła się przebrać. Gdy weszła do świetlicy dwie pielęgniarki akurat świergotały do siebie radosne, wymieniając się poglądami na temat sławnego Toma Kaulitza. Camilla ustała przy swojej szafce i udając, że się przebiera i nie zwraca na nie uwagi, wsłuchiwała się w ich rozmowę.
-No mówię Ci. On jest taki boski i męski. Nawet w tej piżamce emanuje testosteronem na kilometr!
-Oj tak! I te jego oczy. Jak mówił do mnie patrząc mi w oczy to myślałam, że zemdleje.
-Aż dziw, że nie ma dziewczyny. Ale dla nas to dobrze. Te flirty z nim są jedyną rozrywką w tej pracy – zachichotała jedna. Rudowłosa poczuła dziwny ucisk w żołądku słysząc te słowa. Zamknęła z impetem szafkę i wyszła, zapinając fartuch.
,,Uduszę go. Jak Boga kocham uduszę go własnymi rękami!’’ – Jej myśli krzyczały, gdy szła przez korytarz, zmierzając do Jego sali. W sumie to nie wiedziała, czego od niego oczekuje. Pocałowali się, on zachowywał się tak jakby się zmienił, wydoroślał. Ale jednak dalej drzemał w nim ten sam chłopak co kiedyś. Chłopak lubiący krótkie spódniczki, sex i dużo panienek wokół siebie. Stając przed drzwiami do jego sali, wzięła parę głębokich oddechów by uspokoić zszargane nerwy, po czym weszła do środka.
-Cześć Cam! – chłopak uśmiechnął się szeroko na jej widok. Mimo swoich szpitalnych podbojów, tylko z tą dziewczyną mógł siedzieć i się nie nudzić, z nią wszystko było ciekawsze i o wiele mniej nudne.
-Cześć podrywaczu – mruknęła, krzyżując dłonie na piersiach. – Słyszałam, że podrywasz każdą pielęgniarkę, która tu wejdzie. – Jej oczy stały się jeszcze bardziej czarne, o ile to w ogóle możliwe.
-Oj kochanie, wiesz, że ja tak nie specjalnie. – Przybrał słodką minkę, która zawsze na nią działała.
-O nie mój drogi! – Pogroziła mu palcem. – Nie ma tak łatwo. Dlaczego to robisz? Aż tak ciężko Ci się powstrzymać? Czy ja też jestem jedną z naiwnych pielęgniareczek, które trzeba poderwać, szepnąć słodkie słówka i porzucić?
-Nie! Cam, wiesz, że Ciebie nie traktuję jak inne kobiety.
-Jasne. Jakoś ja mam inne uczucie.
-To tylko niewinny flirt. Żadnej nie dotknąłem, nie całowałem, nic. Oj nie gniewaj się na mnie. – Jego głos zmienił się w przymilny pomruk.
-Jesteś okropny, wiesz? – Westchnęła, czując jak mięknie. – Ale nie myśl, że Ci tak szybko odpuszczę i będzie cudownie.
-Obiecuję, że już nie będę. – Przyłożył dłoń do serca na znak przysięgi.
-Jasne – ruszyła do drzwi.
-No, ale ej! Nie zostaniesz ze mną?
-O ile obiecujesz nie zachowywać się jak pajac.
-No wiesz – oburzył się, jednak widząc jej spojrzenie, wypuścił tylko powietrze z płuc i przytaknął głową. – Ok.
-No. – Zadowolona z siebie usiadła na krześle obok jego łóżka. Wiedziała, że nie zmieni go tak szybko, ale miała nadzieję, że on sam będzie chciał coś zrobić z tym i opanuje się ze względu na nią.
,,Widocznie tak szybko to nie nastąpi. Ale ciesz się, jesteś dla niego ważna!’’ – mimowolnie uśmiechnęła się na tą myśl. Cokolwiek chłopak by nie zrobił, faktycznie czuła się dla niego ważna, w końcu pragnął by nie była na niego zła i z nim została.
-O czym myślisz? – Odezwał się w końcu, widząc jak uśmiecha się do swoich myśli, nieświadoma tego, że ją obserwuje.
-Takie tam. – Wzruszyła ramionami, spoglądając w jego oczy.
,,Cholera! Te laski miały rację, mimo tej piżamy jest strasznie seksowny!’’ – kolejna myśl przemknęła jej przez głowę, przez co aż zrobiło jej się gorąco. Musiała się powstrzymać i to natychmiast, zanim szanowny Pan Tom się skapnie o co chodzi.

***************************************************************
Cdn.

Więc tak: Dedykuję ten odcinek Methrylis jako, że pojawił się Ktoś, kogo ubóstwia ;)

Ka. – Akurat to z tym pomysłem to wyszło przypadkowo, że użyłam go na Tomie. Siostra podsunęła mi pomysł co do tego ;p I tak, jestem wredna ;p A co do Billa, stopniowo może się to zmienić ;)
monia – Tomi już taki jest, pewny siebie i swojego wyglądu. ;p Cieszę się, że piesek nie ucierpiał za bardzo ;p
Kate – Tom jak to Tom. A Bill, z czasem się to zmieni i o to chodziło, że bawi się w banały xD Co do Magdy, chodziło bardziej o rysy twarzy xD A Endż i Edi to jeszcze ze starego opowiadania, więc niestety kochana musisz się przyzwyczaić ;)
Methrylis – Planowałam wspomnieć o małym Bentonie później :) A co do Toma, z czasem się zmieni. ;)

sobota, 3 sierpnia 2013

...::: Odcinek 8 :::...



,, Putting my defenses up
Cause I don't wanna fall in love
If I ever did that, I think I'd have a heart attack ’’

Po przestronnej i jasnej sypialni potoczyła się melodia znanej piosenki, która od razu rozbudziła właścicielkę telefonu. Dziewczyna sięgnęła po komórkę i nie patrząc, kto zakłóca jej spokój, nacisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła aparat do ucha.
-Tak? – Jej głos mimo wysiłków zdradzał, iż została ona wybudzona ze snu, którego w ostatnich dniach nie mogła zaznać.
-Ty jeszcze śpisz?! Kobieto! Wstawaj! Raz, raz! – Rozświergotany głos jej siostry momentalnie sprawił, że żałowała odebrania tego telefonu.
-Blanka, trzy dni pod rząd nie spałam, daj mi teraz pospać. Mam na popołudnie, a ty mi tu dzwonisz z samego rana – warknęła zła, czując jak się w niej zaczyna gotować. Kto jak kto, ale jej siostra powinna wiedzieć, że ANGELI SIĘ NIE BUDZI! chodźby się paliło, waliło, czy nie wiadomo co jeszcze.
-Wiem aniołku... – zawsze ją tak nazywała, gdy chciała jej się przypodobać i ukoić jej nerwy, albo, gdy po prostu czegoś chciała – ...ale coś ważnego mi wypadło. Mogłabyś wziąć Edi do  siebie? Wiem, że masz pracę, ale ja mam cały dzień dzisiaj poza LA. A nie mam co z nią zrobić.
-Co? Bi – jęknęła zła. Jeszcze tego jej brakowało, żeby musiała zajmować się swoją dwuletnią siostrzenicą. – Mam pracę, jestem zmęczona, mam dość, a Ty mi chcesz podrzucić dziecko?!
-Wiem, wiem. Ale nikt mi nie może pomóc!
-Mama?
-Wyleciała ze Scottem na Majorkę – mruknęła.
-Kasper? – Chłopak siostry zawsze był ratunkiem jeśli chodziło o zajęcie się małą Edeline, jednak wiedziała, że w środku tygodnia pewnie ten cudowny i rozchwytywany model będzie zajęty sesjami i pokazami dla różnych projektantów. Angela mimo to miała nadzieję, że może jednak ten boski facet jakimś cudem ma akurat dzisiaj dzień wolny.
-W pracy.
-Damn. – Usiadła na łóżku, wiedząc, że w tym momencie już sobie nie pośpi.
-Też Cię kocham. Niedługo będziemy! – Usłyszała w słuchawce głośny CMOK!, po czym połączenie zostało przerwane. Blondynka westchnęła głośno, a następnie wstała z łóżka i skierowała się do sporej wielkości łazienki. Już myjąc zęby zadzwoniła do szpitalnego żłóbka by załatwić miejsce dla dziewczynki, po czym szybko zajęła się ogarnianiem domu, by przystosować go do ruchliwej dwulatki.

*

-Cholera jasna, Tom! Czyś Ty całkiem zwariował?! – Bill spojrzał na brata jak na debila. Szanowny Tom Kaulitz postanowił iść o własnych siłach, co skończyło się dość poważnym złamaniem kostki. Jednak niemal od razu dostał najlepszą opiekę w postaci pięknej szatynki o słowiańskiej urodzie. Magdalena Hansen, sławny ortopeda, niemal od razu zjawiła się u niego w sali, gdzie zajęła się badaniem, podobnie jak badany mężczyzna, ignorując krzyki wściekłego Wokalisty.
-Cicho Bill! – W końcu Gitarzysta nie wytrzymał i przeniósł wzrok z pani doktor na Billa, a  jego wzrok niemal od razu przekazał bratu coś, co tylko blondyn mógł rozszyfrować. Chłopak momentalnie spojrzał na niego z niedowierzaniem, po czym wyszedł kręcąc głową.
-Posłuszny brat – zachichotała szatynka, zerkając na chłopaka. Mimo, że była w szczęśliwym związku to fascynowała ją osoba tego sławnego gitarzysty. Sama nie raz chciała porozmawiać z nim, zaczepić pod byle pretekstem, jednak chłopak nagle sam znalazł zbawienne dla niej rozwiązanie, przez co był zmuszony na jej towarzystwo przez dość długi czas zakładania gipsu.
-Lata wychowywania jednak nie poszły na marne – zaśmiał się, puszczając jej oczko na co dr Hansen również się zaśmiała. Nic nie mógł na to poradzić, że ta kobieta spodobała mu się odkąd przekroczyła próg jego sali. Wiedział, że nie powinien ze względu na Camillę, jednak mimo złamanej nogi nie mógł się powstrzymać od małego flirtu. Co do owej nogi, czuł, że powinien się zgodzić na ten wózek, jednak chyba jego męskie ego nie zniosłoby tego poniżenia przy rudowłosej piękności, o którą ostatnio zabiegał. Wystarczyła jedna chwila, złe postawienie nogi i osłabione mięśnie nie dały rady, przez co jego noga wylądowała w gipsie, co oczywiście niemiłosiernie wkurzyło jego brata.
-Będę musiała zawiadomić dr Nixon o tym co się stało i jak poważne jest złamanie. W końcu to ona się Panem zajmuje.
-Nie narzekałbym gdyby Pani się mną zajmowała – zamruczał, uśmiechając się czarująco.
-Z pewnością – odwzajemniła uśmiech, czując przyjemne ciepło w podbrzuszu. – Jednak mimo to wolałabym, żeby nic więcej sobie Pan nie złamał.
-Jasne – zaśmiał się, po czym przeniósł wzrok na Camillę, która stała w drzwiach.
-Jak noga? – podeszła do niego.
-Dobrze, już nie boli. Dzięki dr Hansen – uśmiechnął się do niej słodko.
-Cieszę się. Przyszłam się pożegnać. Wracam do domu, a później mam nockę, więc będziesz spał jak wrócę do szpitala.
-Poczekam – puścił jej oczko.
-Tak, tak – zaśmiała się, po czym wyszła, uprzednio żegnając się z Magdą.
-Dziewczyna?
-Nie. Dawna znajoma.
-Rozumiem – uśmiechnęła się, jednak nie miała zamiaru dalej brnąć we flirtowanie, nawet jeśli było ono niewinne. Gdy skończyła z gipsem, wyszła mijając w drzwiach złego Billa.
-Naprawdę Ciebie pogrzało – mruknął zły, wpatrując się w brata.
-Oh, nie truj – westchnął, wywracając oczami.
-Wiesz, że będę. Poza tym, nie chce żebyś znów sobie schrzanił tą znajomość. To jest chyba jedyna dziewczyna, która jest normalna i ma mózg zamiast silikonów i botoksu.
-To może sam się z nią zaprzyjaźnij? – Tom Kaulitz nie miał w zwyczaju dzielenia się kobietą z bratem, tym razem miał dość ględzenia jaki to musi być delikatny, czuły, miły, romantyczny. Jeszcze nie zwariował i z pewnością nie chciał zamienić się w swojego bliźniaka.
-Mam na oku kogoś innego. Dobrze o tym wiesz – twarz Billa rozjaśnił szeroki i lekko rozmarzony uśmiech, jak zawsze gdy wspominał dr Nixon.
-Szkoda tylko, że ona ma Cię gdzieś – uśmiechnął się pod nosem.
-Nieprawda! – Blondyn oburzył się, słysząc słowa brata. – Poszła ze mną na kawę, to już coś.
-Cóż… pracuje tu, Ty jesteś jej pacjentem, więc nic dziwnego, że poszła z Tobą na kawę. W dodatku do szpitalnej kawiarenki – zaśmiał się. Bill momentalnie zgromił Gitarzystę wzrokiem. Wiedział, że chłopak miał trochę racji w tym co powiedział, jednak wolał myśleć, że pani doktor jest w jakimś stopniu nim zainteresowana.

*

Wysoka szatynka, którą jest Magdalena Hansen, właśnie szła w stronę jednego z jej ulubionych pokoi w tym szpitalu. Idąc tam, nie zwracała uwagi na oślepiającą biel ścian, liczyło się tylko to, gdzie zmierzała i kogo zaraz zobaczy. Gdy otwierała drzwi, czuła jak jej usta same wykrzywiają się w uśmiechu, a serce przyspieszyło pracę.
-No, no. Dwa razy w tym samym dniu? Czymże zasłużyłem na taką troskę? Ah, to pewnie mój boski wygląd tak panią do mnie przyciąga! – Tom siedział na łóżku, wpatrując się teraz w kobietę wzrokiem, który palił. Nic nie mógł poradzić na to, że jego natura wygrywała z głosem mówiącym: ,,Opanuj się!’’
-Cóż za skromność – zaśmiała się.
-Oczywiście. Ja jestem bardzo skromny – puścił jej oczko.
-Zapamiętam – podeszła do niego. – Jak noga?
-Już nie boli. – Cały czas się w nią wpatrywał, nie ukrywając, że mu się podobała. Była wysoka, miała kształtny tyłek i zadziorny uśmieszek, a jej oczy zawsze błyszczały iskierkami cwaniactwa. To lubił w dziewczynach, wiedział, że z takimi może być ciekawa zabawa.
-Cieszę się – mimowolnie odgarnęła kasztanowe włosy za ucho. Mały gest, który zawsze robiła w towarzystwie mężczyzn stał się jej znakiem szczególnym. Już zmierzała do wyjścia, gdy jeszcze uśmiechnęła się do niego najpiękniej jak umiała i wyszła, zostawiając chłopaka samego z własnymi myślami i dziwnym uczuciem, którego nigdy nie doświadczył. Wyrzuty sumienia. Gdy tym razem szła tym samym korytarzem, czuła się z siebie dumna. Oh, jak chciała go wtedy pocałować, rzucić się na niego i wpić w jego pełne wargi, zapominając tym samym o całym Bożym świecie. Wiedziała jednak, że nie może tego zrobić. Miała kogoś, a poza tym wiedziała, że Gitarzystą zainteresowana jest inna osoba. Ktoś kogo naprawdę polubiła i nie chciałaby zepsuć tego co jest między nimi, nawet jeśli to był tylko niewinny flirt.
-Cześć Magda! – nagle wyskoczyła przed nią Angela, niosąca małe dziecko na rękach.
-Cześć Endż. Oooo i mała Edi też jest. – Dwuletnia dziewczynka od razu spojrzała na kobietę i uśmiechnęła się do niej szeroko.
-Tak! – Momentalnie odpowiedziała jej i wystawiła rączki do przytulenia.
-Oh maleństwo. Jak ja Cię dawno nie widziałam – szatynka wzięła małą na ręce.
-Blanka mi ją podrzuciła dzisiaj. Wiesz ,,ważne sprawy’’ – pokazała cudzysłów palcami, wywracając przy tym oczami. – Szczegół, że mam dzisiaj pracę. Dobrze, że mały Bentona zachorował to mogłam ją wcisnąć na jego miejsce.
-Szczęście w nieszczęściu – uśmiechnęła się, stawiając małą na ziemi.
-Dokładnie. Chodź Edeline, pójdziemy do innych dzieci. – Brązowowłosa dziewczynka od razu podeszła do cioci i złapała ją za rękę, od razu ciągnąc ją w stronę wind. Mała uwielbiała przejażdżki windami, a fakt, że żłóbek mieścił się na najwyższym piętrze był dla niej jak dar od losu. Traf chciał, że mijając automaty z różnymi smakołykami mała dojrzała swoje ulubione żelki za szybką. Niczego nieświadoma od razu podbiegła do automatu i z błagalną minką spojrzała na ciocię.
-Cieeeeeeeem – jęknęła, marząc paluszkiem po szybie.
-Dobrze skarbie, już dostaniesz – zaśmiała się, podchodząc do automatów. – Cześć – uśmiechnęła się do zszokowanego Billa, który wpatrywał się w małą dziewczynkę.
-Em. Hej. Twoja? – Jego długi, chudy palec wskazał na szatyneczkę, a jego oczy wpatrzone były w jej twarz jakby chciał odkryć czy kłamie z odpowiedzią.
-Nie, mojej siostry – odpowiedziała z uśmiechem, wrzucając parę monet do automatu. – Ja nie miałabym czasu dla dziecka – zaśmiała się, biorąc paczuszkę i podając jej jednego żelka. Mała z piskiem radości wzięła ulubioną słodycz i zaczęła ją jeść zadowolona z prezentu od cioci.
-Słodka – uśmiechnął się.
-Taaaak. Ulubienica całej rodziny – zachichotała, podając dziewczynce drugą belkowatą dżdżownicę.
-Nie dziwi mnie to – zaśmiał się. – Masz dzisiaj wolne?
-Niestety nie. Przyprowadziłam ją do żłóbka. Pech chciał, że po drodze do wind są tu automaty z jedzeniem – roześmiała się.
-No tak, taki automat to raj dla dziecka. Prawda mała? – puścił dziewczynce oczko.
-Taaaak!
-No właśnie – zachichotał, przenosząc wzrok z powrotem na Angelę. – Może dzisiaj też pójdziemy razem na kawę? – Przybrał na twarzy uroczy uśmiech.
-Możemy – przytaknęła.
-To mam pomysł, pójdziemy razem odprowadzić małą, a później zajdziemy na kawę, hm?
-Jestem za.
-Cudownie – ucieszył się, a jego oczy przeszył błysk radości. Jednak wciąż w głowie miał słowa brata: ,, pracuje tu, Ty jesteś jej pacjentem, więc nic dziwnego, że poszła z Tobą na kawę.’’
Szybko wyrzucił te słowa z głowy, mając nadzieję, że Tom się myli, a dziewczyna naprawdę się nim zainteresowała.

**********************************************************************************

Cdn.

Ka. – nie mogłam się powstrzymać i musiałam RUSZYĆ BOGA ahahhaha xD
Monia – cieszę się, że rzucasz wszystko i czytasz ;) mam nadzieję, że tak pozostanie ;p
Methrylis – szczerze to chyba taki nawyk z tymi brwiami xD ja nawet sama nie zauważyłam, że co chwilę to piszę ;D
Kate – mam nadzieję, że nie wyleciałaś przeze mnie z pracy! ;p Tomasz Kaulitz to było takie podkreślenie takiego… karcenia go! O! ;D A co do Magdy, nie dziwię się ;p