wtorek, 30 lipca 2013

...::: Odcinek 7 :::...



Gdy wychodziła z jego sali czuła jak wciąż cała drży po tym pocałunku. Czuła, że ma nogi jak z waty, a serce biło jak szalone. Tak, decydowanie Kaulitz miał w sobie coś, czemu trudno się oprzeć, mimo że każda część ciała krzyczy by nie poddawać się u tak łatwo. Najgorsze, że mimo takich myśli, ona chciała mu się poddać. Chciała po raz drugi wpaść w jego sidła, przeżyć to, co dawało jej kiedyś niemal szaleńcze szczęście. Bo kto powiedział, że nie można spróbować zakazanego owocu po raz drugi?
,,Ale mówi się: nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki!’’ – podpowiedziało jej sumienie, które ostatnio bardzo często lubiło się odzywać, burząc jej cudowne, przepełnione słodkością, myśli.
-Camilla! Co robisz dzisiaj po pracy? – Nagle obok niej pojawiła się Angela, która tym razem nie pałała aż takim optymizmem jak zawsze. Rudowłosa wiedziała co jest tego przyczyną, cały szpital wiedział, jednak nie chciała poruszać tego tematu. W końcu sama tak dobrze jej znała, a ich kontakt ograniczał się do rozmów na temat pracy.
-Em. Raczej nic. – Kobieta wzruszyła ramionami, czując jak dzięki blondynce może ochłonąć.
-Bo wiesz, przydałoby mi się jakieś rozluźnienie. Ja i dr Hansen planujemy się spotkać u mnie. Taki babski wieczorek. Wiem, że masz jutro wolne, więc może chciałabyś się spotkać? – uśmiechnęła się do niej przyjaźnie, co niezmiernie zdziwiło jej rozmówczynię.
,,Co się stało, że nagle dwie panie doktor chcą wziąć mnie na swój babski wieczorek?!’’ – myśli niemal krzyczały w jej głowie, jednak odwzajemniła uśmiech i wydusiła:
-Tak, jasne.
-Świetnie! – Na jej ustach pojawił się jeszcze szerszy uśmiech, po czym zapisała swój adres na kartce i podała jej dziewczynie. – Będziemy czekały!
-Jasne – odparła dalej lekko zszokowana i odprowadziła kobietę, która rzuciła jej jeszcze krótkie: ,,do zobaczenia!’’ i odeszła.

*

Po przestronnym domu rozległ się dźwięk dzwonka, budząc tym samym dwie kotki śpiące na swoim posłaniu. Obie zerknęły na swoją panią, która krzątała się tego wieczoru po mieszkaniu, nucąc pod nosem piosenkę lecącą w radiu. Tym razem jej kroki skierowały się w stronę drzwi, które już po chwili zostały otwarte, wpuszczając mroźnie, zimowe powietrze.
-Cześć kochana! Wejdź, wejdź! – Angela uśmiechnęła się szeroko, gdy jej oczom ukazała się rudowłosa dziewczyna, stojąca na ganku.
-Cześć. – Jej usta ułożyły się w uśmiechu, zadowolona z miłego przyjęcia. Po chwili weszła już do środka, od razu czując jak jej ciało zaczyna się rozgrzewać.
-Napaliłam w kominku, żeby było nam przyjemniej – puściła jej oczko. – Magdy jeszcze nie ma, ale z nią tak już jest. Pewnie zasnęła w domu i się spóźni. – Kobieta roześmiała się wesoło. Sama nie wiedziała, czemu jej humor podskoczył o 1000 punktów. Jeszcze niedawno była przygnębiona i miała ochotę leżeć i płakać w poduszkę. Może ta poprawa humoru miała coś związanego z ostatnią jej wizytą u Billa Kaulitza?
,,Wywal go ze swojej głowy! To babski wieczór!’’ – od razu skarciła siebie w myślach i spojrzała na dziewczynę.
-Rozumiem. To jak na razie jesteśmy we dwie – uśmiechnęła się, po czym zauważyła dwie kotki idące w jej stronę. – Hm. Ok., cztery! – zaśmiała się, kucając i głaszcząc maluchy.
-No proszę, zazwyczaj nie podchodzą do obcych. Aż jestem w szoku, są strasznie nieufne.
-Czują dobrego człowieka – puściła jej oczko, po czym obie poszły do dużego salonu.
-Na pewno – zachichotała. – Czego się napijesz?
-Masz może czekoladę?
-Jasne! Magda jest okropną czekoladoholiczką. Muszę mieć takie coś – roześmiała się
-Rozumiem. Dla mnie lepiej – dołączyła do niej.
-To Ty też się zaliczasz do tych ludzi?
-Oj tak! To moje ulubione słodkie, co może być! Mogę ją jeść i nie ma końca. O piciu nie wspominając!
-Świetnie! – Kobieta poszła rozbawiona do kuchni, gdzie przyszykowała wszystko do picia. Naprawdę zależało jej na tym by poznać Camillę bliżej, w końcu miały razem pracować, a dziewczyna wydawała się naprawdę miła.
            Tak jak blondynka przewidziała, jej przyjaciółka spóźniła się na ich spotkanie i to dość sporo czasu. Jednak Angeli bardzo dobrze się rozmawiało z rudowłosą pielęgniarką, więc wcale nie przeszkodziło jej owe spóźnienie Magdaleny. Gdy szatynka zasiadła przy kominku z czekoladą w ręce nastał czas na rozpoczęcie ich babskiego wieczoru, podczas którego dowiedziały się dużo ciekawych rzeczy.
-Naprawdę byłaś z nim wcześniej?! I on Cię teraz… God! – Magda cały czas wpatrywała się w swoją rozmówczynię, machając kieliszkiem z czerwonym winem.
-Naprawdę – zaśmiała się. – Ale po wspólnej nocy nasz kontakt się rozmył, a wszystko co nas łączyło, o ile cokolwiek było, odeszło w zapomnienie – uśmiechnęła się lekko.
-Chyba nie do końca, co? – Blondynka uśmiechnęła się cwano, zerkając na nią znacząco.
-Oh, nie. Dlatego jak się dowiedziałam, że go leczysz, myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi.
-I jaki on jest? – Szatynka była najwyraźniej bardzo ciekawa wszystkiego co miała do powiedzenia Camilla.
-Ciężko to wyrazić słowami. Jest naprawdę inny niż wszyscy myślą – zerknęła na nie z uśmiechem, upijając wina. – I jest cholernie seksowny – jej oczy zabłyszczały niebezpiecznie, na co wszystkie trzy zaśmiały się radośnie. Tak, temat Kaulitzów był od dzisiaj ich ulubionym tematem i mimo, że Magda była zajęta i miała swojego chłopaka, również lubiła te rozmowy o kimś innym niż jej ukochany.
            Panie bawiły się świetnie w swoim towarzystwie wymieniając poglądy dotyczące już nie tylko sławnych braci Kaulitz, ale i personelu jak i innych pacjentów. Obie nie szczędziły też słów pogardy względem Park’a, który tak źle potraktował kobietę i zostawił ją, stawiając karierę na pierwszym miejscu. Sama Angela przestała rozpaczać za nim, a jej głównym pocieszycielem stał się nagle sławny Bill Kaulitz, wokalista zespołu, nieziemsko przystojny i seksowny… pacjent.

*

Następnego dnia cieszyła się, że ma na popołudnie, jako, że wczoraj naprawdę zaszalały z Camillą i Magdą. Jak tylko dziewczyny od niej wyszły, sama blondynka zajęła się sprzątaniem pustych butelek po winie, opakowań po jedzeniu i wielkiej pizzy, którą zamówiły dość późno w nocy. Wciąż będąc na lekkim kacu, wsiadła do samochodu i po paru nieudanych próbach odpalenia go, wysiadła zrezygnowana i trzasnęła drzwiami, wykręcając jednocześnie numer zaufanego taksówkarza, który nie raz ratował ją z opresji.
-Znów padł samochód? – Taksówkarz, którym był czarnoskóry mężczyzna w średnim wieku spojrzał na nią z zaciekawieniem, uśmiechając się jak zawsze przyjaźnie.
-Niestety. Muszę go w końcu dać do mechanika – westchnęła, opierając głowę o oparcie.
-Ile razy ja już to słyszałem! – Carl roześmiał się wesoło i ruszył.
            Całą drogę była zagadywana przez mężczyznę i w innym dniu może by brała czynny udział w jego rozmowie tworząc z monologu dialog, jednak dzisiaj nie było jej do rozmowy. Wciąż czuła pozostałości z wczorajszej nocy, a w myślach miała tylko jedną osobę, którą wczoraj nieźle obgadała z dziewczynami. Jak tylko taksówkarz stanął pod ogromnym budynkiem jej pracy, Angela podziękowała mu za ratunek, wręczając mężczyźnie sumę pieniędzy, łącznie z napiwkiem, którego nigdy mu nie żałowała.
-Miłego dnia panienko – uśmiechnął się do niej na dowidzenia i odjechał, pozostawiając ją z własnymi myślami.
,,Gdyby każdy był tak miły, świat byłby piękniejszy!’’ – Pomyślała przez chwilę z lekkim uśmiechem, po czym ruszyła do środka. Jakież było jej zdziwienie, gdy zastała tam ciszę i spokój, przez co personel niemalże zasypiał z nudów.
-Dzień dobry. Co dzisiaj tak pusto? – zapytała Johna, przeglądając karty.
-Niech pani doktor nie zapesza! – Szatyn zaśmiał się, po czym wrócił do pochłaniania dość sporej kanapki.
-Jasne – uśmiechnęła się do siebie, idąc do szatni, z której od razu ruszyła w stronę sali od niedawna należącej do Billa.
            Wchodząc do przestronnej sali, nie spodziewała się niczego nowego. W końcu była tu milion razy, a pacjenci wciąż zmieniali się przychodząc i odchodząc. Jednak tym razem coś w tej sali było innego niż zwykle. Mimo, że ściany wciąż były pastelowo-zielone, a łóżka białe i niezbyt wygodne, przy oknie zauważyła postać, która na jej widok uśmiechnęła się radośnie. Zawsze witał ją tym pocałunkiem, jakby wiedząc, że tego jej właśnie trzeba.
-Witam panią doktor. – Chłopak poczuł jak radość otula jego ciało, gdy jego oczy ujrzały właśnie ją. Od rana czekał tylko na jej wizytę, czekając na nią niemal z utęsknieniem. Pierwszy raz spotkał kobietę, na którą jego dusza i ciało tak reagowało, a co najlepsze wcale mu to nie przeszkadzało.
-Dzień dobry – obdarzyła go uśmiechem. – I jak zdrowie?
-Teraz już lepiej.
-Rozumiem – zapisała coś w karcie. – Mam nadzieję, że dobrze się tu Panem zajmują pod moją nieobecność.
-W rzeczy samej. Jednak i tak nikt nie dorówna Pani – rzucił jej sławny uśmiech, który zawsze zwalał ją z nóg. Blondynka poczuła przyjemny dreszcz, jak zawsze, gdy go widziała i gdy widziała TEN uśmiech.
-Dziękuję.
-Nie musi Pani dziękować. Po prostu stwierdzam fakt – wstał. – Mam nadzieję, że zastanowiła się Pani nad moją propozycją.
-Tak. I zgadzam się.
-Świetnie! Więc, skoro mogę już się poruszać o własnych siłach, to może zejdziemy na dół do kawiarenki?
-Hm… - Kobieta zerknęła na zegarek. – Dobrze, możemy iść.
-Cudownie! – ubrał na siebie bluzę. Nigdy nie był fanem szlafroków, twierdząc, że jeszcze się ich nanosi, będąc w podeszłym wieku z wnukami na kolanach. Szybko jednak wyrwał się z zamyślenia i otworzył blondynce drzwi, puszczając ją przodem. Niedługo później oboje wylądowali w kawiarni, gdzie wzięli po kawie i usiedli przy stole.
-To może skończmy już z tym sztywnym Pan i Pani. – Bill spojrzał dziewczynie głęboko w oczy, tonąc w ich morskim odcieniu.
-Jestem całkowicie za – odpowiedziała, jakby zahipnotyzowana. Oj tak, działał na nią inaczej niż inni, o czym doskonale wiedział, robiąc jej takie rzeczy.
-Cudownie, więc… Bill – uśmiechnął się z zadowoleniem, podając jej dłoń.
-Angela – zachichotała jak jakaś nastolatka, po czym uścisnęła jego idealnie zadbaną dłoń, czując jak od jego dotyku przechodzi po jej ciele dreszcz.
-Od razu lepiej! Ciążyło mi to już, a wręcz czułem się staro.
-Ja tak samo. Ale tak zarządzono odgórnie – wzruszyła ramionami. – Więc, byłeś dzisiaj u brata?
-Oh, naprawdę musimy go mieszać w nasze spotkanie? – Jęknął niezadowolony. Nie lubił dzielić się kobietą, a fakt, że będąc z nim ona chce mówić o Tomie wcale mu nie poprawiał humoru.
-Wybacz – uśmiechnęła się przepraszająco. – Taki odruch.
-Wybaczam. Tobie zawsze – puścił jej oczko. Czarował ją, starał się podejść do niej jak najbliżej, zbliżyć się by w odpowiednim momencie móc powiedzieć, że jest mu bliska. Nie znał jej co prawda, jednak bardzo chciał to zmienić, czuł całym sobą, że chce poznać tą kobietę i dowiedzieć się o niej jak najwięcej, nawet jeśli musiałby wysłuchiwać jej godzinami. Bo przecież miała cudowny głos.
,,Kaulitz! Opanuj się chłopie! To tylko kobieta! Kolejna, która poleci na Twoją kasę, złamie twe serce i zostawi w bólu bez nadziei na ciąg dalszy.’’ – Odezwał się nieznośny głos w jego głowie. Zawsze odzywał się wtedy, kiedy chłopak najmniej tego pragnął. Tym razem nie posłuchał głosu i dalej chciał brnąć w to spotkanie, a po im więcej czasu spędzał z tą kobietą, tym bardziej wiedział, że chce z nią spędzić ten czas. Odrzucając od siebie myśli, spojrzał jej w oczy i wrócił do rozmowy o różnych, przyjemniejszych tematach niż jego brat.

*

-Tomaszu Kaulitz! Co to miało znaczyć? – rudowłosa dziewczyna zgromiła chłopaka spojrzeniem, czując jego rękę na swoim pośladku.
-Niiiic. Zupełnie nic. – jego usta wykrzywiły się w cwanym uśmieszku.
-To, że raz mnie pocałowałeś, nie oznacza, że teraz możesz sobie pozwalać na takie rzeczy – pogroziła mu palcem, zapisując wyniki w karcie pacjenta.
-Oj, przecież to lubisz – poruszał brwiami. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko pokręciła głową z uśmiechem, po czym odeszła od jego łóżka, ku niezadowoleniu Toma.
-Camilla! Jesteś potrzebna na urazówce! – dr Nixon zajrzała do sali, po czym pognała dalej.
-Niestety, praca wzywa – zerknęła na Toma, który utkwił w niej swój wzrok, nie zauważając brata, który wszedł jak tylko Angela zniknęła za drzwiami. Czuć było jak emanuje szczęściem, a Tom bardzo dobrze wiedział dlaczego.
-Cześć Cam – przywitał się z rudowłosą. – Ten debil nie daje Ci spokoju? – Wskazał głową na brata.
-Cześć. Oj żebyś wiedział.
-Ej! Wypraszam sobie – mruknął z niezadowoleniem. – Odegram się – pogroził jej palcem.
-Aż cała drżę ze strachu – zachichotała, po czym wyszła.
-Się kręci? – Bill poruszał brwiami, patrząc na brata z uśmieszkiem.
-Taaa. Oporna jest – westchnął.
-Oh, czyżby sławny Tom Kaulitz miał problemy z jedną, małą pielęgniareczką?
-Oj cicho siedź Bill – zaśmiał się. – Lepiej mów co u Ciebie i pani doktor. Czarny usiadł przy bracie z tajemniczym uśmieszkiem, a jego oczy przeszył dziwny błysk. Tom dawno nie widział tego u swojego brata i ze zniecierpliwieniem czekał na nowości jakie ma mu do powiedzenia.


***************************************************************************

Cdn.

Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam ;D

Ka. – Szybko dotarło do Ciebie z tymi drzwiami.. hahah… I Bill nie tłumaczy się piżamką, tylko no, chłopak się czuje deczko zażenowany. Ahhah xD
Monia – Znasz mnie kochana ;) a z konkurentką Angeli, myślałam o tym, myślałam ]:->
Vergessen Engel – Cieszę się, że tamten odcinek się podobał, mam nadzieję, że nie zawiodłam Cię i tym ;D
Methrylis – Szybko się dzieje, fakt. Ale ja taki Szybki Bill jestem! Ahhaha xD Lubię szybkie akcje, a potem mieszanie. Bo taka zła jestem ]:->
Kate – Cieszę się, że w końcu znalazłaś czas i na skomentowanie ;) Co do miłości, wiesz, Camillę Tom poznał dawniej, więc w sumie nie zakochał się w niej będąc w szpitalu, co równa się z tym, że i poznał ją w innym miejscu ;)

niedziela, 28 lipca 2013

...::: Odcinek 6 :::...



-Przepraszam, że Pana budzę, ale musi Pan wziąć leki – niska pielęgniarka uśmiechnęła się do chłopaka, podając mu mały kubeczek z tabletkami. Jej jasny, łososiowy strój gryzł się z ciemną karnacją i kruczoczarnymi oczami, a na kieszonce przy piersi widniała tabliczka z napisem: Gloria Reuben.
-Nie ma sprawy. I tak nie da tu się dobrze wyspać – zaśmiał się, po czym grzecznie przyjął leki. – Wie może pani co z moim bratem?
-Z tego co wiem, Pan Tom czuje się świetnie. Niedługo powinni go wypisać z OIOMu i trafi do normalnej sali. – Kobieta uśmiechnęła się do niego ponownie i wyszła z pomieszczenia zostawiając pacjenta samego z własnymi myślami. Zastanawiał się, czy może już zobaczyć swojego ułomnego brata. Był na niego zły, teraz, gdy wróciły wspomnienia tamtego wieczoru, wiedział już, że faktycznie było w tym więcej winy Toma. Gdyby wtedy nie pił tyle drinków i nie szarżował tak później, nic by im się nie stało. Ale oczywiście jego głupi brat musiał uprzeć się na powrót do domu własnym samochodem, niemal odjeżdżając Billowi sprzed nosa, zanim jeszcze ten wsiadł do wozu. Obaj przegięli, jednak Bill zdecydowanie nie odważyłby się wsiąść do samochodu, będąc po paru mocnych drinkach. Jego rozmyślania przerwał głos ukochanej pani doktor, dochodzący zza drzwi. Jego ciało od razu przeszedł przyjemny dreszcz, gdy przed jego oczami pojawiła się piękna twarz doktor Nixon. Sam nie wiedział, dlaczego jego ciało tak na nią reaguje, ale gdy tylko o niej myślał, czuł przyjemne ciepło w sercu, a usta same układały się w uśmiech. Uwielbiał błękit jej oczu i jej pełne malinowe usta, które niesamowicie go fascynowały i, w które z chęcią by się wpił, spijając z nich ich słodycz. Mimowolnie przygryzł wargę, wpatrując się w drzwi jakby chcąc przywołać panią doktor siłami umysłu. Nagle, jakby jego prośby i modły zostały wysłuchane, drzwi się otworzyły i weszła przez nie śliczna dr Nixon.
-Dzień dobry pani doktor – uśmiechnął się z zadowoleniem, patrząc w jej morskie oczy, które tym razem nie miały w sobie tej iskry radości co zawsze. Od razu poczuł, że coś jest nie tak, jednak wiedział, że to nie jego sprawa, mimo że w środku aż rwał się by dowiedzieć się, kto i co jest powodem jej smutku.
-Dzień dobry - obdarzyła go delikatnym uśmiechem, po czym podeszła i niemal od razu zasłoniła się kartą. Dzisiejszy dzień wcale nie był dla niej dniem radosnym, Park wyjechał i od rozmowy, którą odbyli wczoraj, w ogóle się nie odzywał. Żałowała, że powiedział jej to, gdy było już dla niej za późno. Zdążyła się w nim zadurzyć, mimo że nigdy nie obiecywali sobie za dużo. Ich związek od zawsze polegał w dużej mierze na seksie i sporadycznych wypadach do kina.
-Coś nie tak? – Bill odezwał się jako pierwszy, czując, że o dziwo ciąży mu ta cisza, w której blondynka rozmyślała nad swoim niedoszłym związkiem. Dla chłopaka był to czas, w którym mógł poobserwować jej ciało, które nie ukrywając było takie jakie wg niego powinna mieć kobieta. Sam skarcił się za to, że myślał o tym w chwili jej smutku, jednak był tylko facetem i nie ukrywając, był przeposzczony.
-Nie, nie. Przepraszam, zamyśliłam się – odpowiedziała z przepraszającym uśmiechem. – Jak się Pan dzisiaj czuje?
-Dobrze, wręcz świetnie. Tylko męczy mnie brak informacji o moim bracie. Nie ukrywam, że chciałbym go zobaczyć, bo słowa, że wszystko z nim ok jakoś mnie nie przekonują.
-Będzie Pan mógł go zobaczyć, za chwilę poproszę pielęgniarkę o wózek i pojedzie Pan do brata – uśmiechnęła się do niego.
-Cudownie – odwzajemnił uśmiech, a jego myśli znów odpłynęły do jej wyglądu i zachowania. Szczerze to nie był przyzwyczajony do braku zainteresowania ze strony kobiet. Mimo, że był bardziej odpowiedzialny od brata bliźniaka, to przyzwyczaił się, że płeć piękna w jego towarzystwie niemal mdleje, podziwiając go i adorując. Jemu samemu brakowało normalności z ich strony i braku pisków, co właśnie tutaj od niej dostał, a co było dla niego zbawienne. W końcu mógł być sobą i rozmawiać z nią jak z normalną osobą, a nie fanką, która wyznaje mu miłość tak naprawdę nie znając go od innej strony niż mówią gazety, a co w większości jest kłamstwem.
-Jednak proszę pamiętać, żeby nie przemęczać się za bardzo. I broń Boże nie wstawać z wózka – pogroziła mu palcem.
-Tak jest! Obiecuję, że będę grzeczny – puścił jej oczko, rzucając kolejny sławny uśmiech. Wiedział jak na nią działają, a bardzo chciał dzisiaj aby uśmiechnęła się do niego tak prawdziwie jak zawsze, gdy z nim rozmawiała. Spojrzał na nią uważnie i po chwili widział jak na jej pięknej twarzy zawitał słodki uśmiech, sprawiający, że i jemu robiło się miło, bo cóż piękniejszego może być od uśmiechu podarowanego konkretnej osobie w danej chwili. Czuł, że ten uśmiech był dla niego, za to, że to on go wywołał i to on się starał by Pani Angela się do niego uśmiechnęła. Taka nagroda bardzo mu odpowiadała, była najlepszą jaką mógł dostać.
-Cieszę się. – Angela odwiesiła kartę pacjenta – To ja idę zawołać pielęgniarkę i pojedzie Pan do Pana Toma. – Tak jak mówiła, bez zbędnych słów wyszła i zawołała pielęgniarkę. Traf chciał, że tylko Camilla była wolna, więc znów była skazana na braci Kaulitz. Gdy kobieta zajęła się młodszym z bliźniaków, Angela poszła do świetlicy, gdzie nalała sobie kawy i padła na kanapę, delektując się chwilowym spokojem i uspokajając serce, które biło jak szalone z powodu uśmiechu jakim obdarzył ją Wokalista.
,,Kiedyś oszaleję przez niego. Dlaczego ten mężczyzna tak na Ciebie działa, Angela? Musisz się pozbierać, kochana. I to szybko!’’ – przemknęło jej przez głowę, gdy ponownie przed jej oczami pojawił się obraz JEGO brązowych oczu, twarzy, uśmiechu. Fakt, że był niedaleko wcale jej nie pomagał.

*

-Znowu jesteś skazana na nas, co? – chłopak zaśmiał się, siadając na wózku.
-Na to wygląda – podała mu kocyk, którym się okrył. – Taka moja praca.
-Oj nie korci Cię by znów z nim pobyć? – uniósł jedną brew wyżej, a jego oczy przeszył błysk ciekawości.
-Bill, pobyłam z nim dość czasu, by dowiedzieć się, że dla niego najważniejszy jest tylko i wyłącznie sex – uśmiechnęła się, ruszając z nim w stronę wind.
-Camilla, oboje wiemy, że Tom jak chce to potrafi stać się uczuciowy! Pamiętasz jak się dla Ciebie starał?
-Bo chciał mnie zaliczyć – prychnęła, wywracając oczami.
-Bo jest głupi – mruknął. Nie od dzisiaj było mu wiadome co wyczynia jego brat i wiedział, że niektórym z dziewczyn ciężko idzie przyjęcie do wiadomości tego, że on jest zdolny do kochania tylko przez jedną noc. Jednak wiedział od samego Toma, że to co było między nim, a tą rudą dziewczyną było czymś więcej. Sam mógł szczerze przyznać, że była ona jedną z nielicznych dziewczyn, które mógł zaakceptować i które polubił, a z którymi Tom spał. Camilla była inna niż reszta o czym nie raz mógł się przekonać. A jednak jego durny brat z nią zerwał jakikolwiek kontakt, łudząc się, że zapomni o jej czarnych, głębokich oczach i ustach wiecznie pomalowanych na krwistą czerwień. Cieszył się jednak, że zaczęła z nim rozmawiać i oboje przyznali się do swojej znajomości bez dziecinnych i zbędnych uników. Zeszłego dnia naprawdę potrzebował rozmowy z kimś, a nawinęła się właśnie ona, rudowłosa piękność, która zawładnęła duszą i sercem jego brata (do czego sam zainteresowany oczywiście się nie przyzna, choćby miał za to trafić do piekła, a jego szanowne cztery litery przypalał pocieszny diabełek).
-Jest głupi, fakt – przyznała, wzdychając. Niedługo później wchodzili już do pomieszczenia, w którym wylegiwał się Tom.
-Cześć bracie! – Bill uśmiechnął się szeroko, widząc Gitarzystę.
-Cześć – zaśmiał się, jednak szybko przeniósł wzrok z brata na towarzyszącą mu Camillę.
-Zostawię Was samych – uśmiechnęła się i zanim którykolwiek zdołał coś powiedzieć, ulotniła się zostawiając braci samych.
-Któż by pomyślał, że znów się spotkacie, hm? – Bill spojrzał na bliźniaka, uśmiechając się pod nosem. Tak naprawdę wiedział co Tom czuł do tej dziewczyny, czego jego brat sam chyba do końca nie rozumiał.
-To fakt, nie myślałem, że ją spotkam. – Chłopak spojrzał na niego z uśmiechem, odrywając wzrok od rudowłosej kobiety za szybą.
-Jakieś uczucia? Tęsknota może? – poruszał brwiami z uśmieszkiem.
-Oj Bill, za dużo sobie wyobrażasz – roześmiał się głośno, poprawiając się – Jak się czujesz, co?
-Ja? To Ty wylądowałeś nieprzytomny pod drzwiami – zmarszczył brwi, wpatrując się w niego. – Lepiej Ty powiedz jak się czujesz.
-Dobrze. Zdecydowanie lepiej niż przed tym wszystkim – machnął ręką na urządzenia i przyrządy monitorujące jego zdrowie.
-Trzeba było mówić! – Musiał przyznać, że był zły na bliźniaka, że nic nie powiedział o swoim złym samopoczuciu, inaczej od razu odesłałby go na badania.
-Daj spokój, ważne, że już jest dobrze.
-Jasne, a ja o mało co nie umarłem ze strachu!
-Wybacz brat – uśmiechnął się lekko.
-Wybaczę. Jak i INNE wcześniejsze rzeczy – mruknął, siadając wygodniej na wózku.
-Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. – Od razu było po nim widać, że odetchnął z ulgą, słysząc słowa brata. Wiedział jednak, że i tak Wokalista będzie miał mu trochę za złe to co się stało, a jego sumienie nie da mu tak szybko spokoju.
-Wiem Tom.
-A teraz powiedz, jak tam doktor Nixon? – poruszał brwiami z uśmieszkiem. Pamiętał słowa brata sprzed całej tej akcji z jego śpiączką. Tak samo jak wiedział o tym, że owa blondynka podoba się jego bliźniakowi jak żadna wcześniej kobieta. Widział to po jego minie, gdy Angela wchodziła do jego sali bądź, gdy go badała, będąc blisko niego.
-Co chcesz wiedzieć? – Jego brwi uniosły się ku górze w geście zdziwienia. Nie bardzo wiedział o co może chodzić Tomowi, a przecież zawsze wiedzieli wszystko bez słów.
-No wiesz.. Coś tego? Zaiskrzyło?
-Nie wiem. Niby tak, ale i nie – powiedział, opierając głowę na dłoni.
-Czyli?
-Bo widzę jak na mnie reaguje, widzę jak się uśmiecha, jednak nie bardzo chce. Takie mam wrażenie.
-Widocznie źle się za to zabierasz. O ile w ogóle!
-Tom, jakbyś nie zauważył mam małe pole do popisu! – Chłopak wskazał na swoją szpitalną piżamę i wózek, na którym siedział.
-To Ci wcale nie przeszkodzi bracie! Jak będziesz chciał to ją poderwiesz wyglądając.. Em.. właśnie tak – zaśmiał się głośno.
-Jasne – wywrócił oczami, jednak w głębi duszy chciał by między nim, a panią doktor zrodziło się coś więcej niż gadka o Tomie i zdrowiu. Wiedział, że od dzisiaj musi zacząć działać.

* Dwie godziny później*

,,Wiedziałam, że znów to JA będę musiała iść do NIEGO. Za jakie grzechy, ja się pytam?! Co ja takiego zrobiłam, że teraz ciągle muszę być na jego usługach, widywać go i skręcać się od jego spojrzenia?!’’ – Camilla Grey przemierzała szpitalny korytarz, czując jak jej policzki same płoną na samą myśl o starszym z braci Kaulitz. Tak jak podejrzewała, John zrobił wszystko by to ona miała iść do Gitarzysty i dać mu leki. Odkąd recepcjonista dowiedział się o jej znajomości z przystojnym i sławnym Tomem, nie dawał jej spokoju i niemal zawsze kazał jej tam iść, wiedząc jak Tom na nią działa. Gdy trafiła przed drzwi jego nowej sali, co natychmiast podsunęło jej kolejne myśli, jako, że tym razem nie było bezpiecznej szyby zamiast ściany i drzwi.
,,Normalnie ja się zastrzelę! Oni mi to robią specjalnie.’’ – Z takimi myślami weszła do środka, od razu spotykając na sobie wzrok chłopaka. Mimowolnie jej usta ułożyły się w uśmiechu, a serce zabiło dwa razy szybciej niż normalnie. Musiała przyznać, że nawet w tej piżamie i w szpitalnym łóżku wciąż był zabójczo przystojny, o czym oczywiście dobrze wiedział.
-Cieszę się, że Cię widzę. – Jego głos był jak zwykle niski i seksowny, przez co ledwo ustała na nogach.
,,Cholera Kaulitz! Przestań być taki idealny i seksowny!’’ – Przemknęło jej przez myśl, jednak szybko się ocknęła. Nie da mu tej satysfakcji, nie tym razem.
-Co, stęskniłeś się? – Jej usta wykrzywił cwany uśmieszek, gdy zauważyła jego lekkie zdziwienie. No tak, boski pan Kaulitz jest przyzwyczajony do pisku i krzyków jak to się go kocha. Jednak on też nie miał zamiaru poddać tak szybko, o czym przekonała się niemal od razu.
-Oczywiście, każda chwila bez Ciebie to jak męki pańskie – zamruczał wraz ze sławnym uśmiechem.
-Oh, od kiedy stałeś się takim romantykiem?
-Widocznie nie znasz mnie tak dobrze jak myślisz – puścił jej oczko.
-Na to wygląda – uśmiechnęła się, podając mu leki, które popił wodą, a następnie patrząc jej w oczy, bezczelnie oblizał wargi, zahaczając koniuszkiem języka o kolczyk w wardze. Dziewczyna momentalnie poczuła jak przyjemne podniecenie owiewa jej ciało, a wszelki opór jaki do tej pory planowała mu stawiać zelżał, oddając ją w jego ręce.
-Może usiądziesz? – Wskazał na swoje łóżko, nie odrywając od niej wzroku. Między nimi trwała walka, którą tylko oni potrafili zrozumieć i tylko oni mogli rozstrzygnąć, mimo że wiedzieli jak się to skończy.
-Lubisz tak się bawić, co Kaulitz? – Usiadła na brzegu jego łóżka, momentalnie zmniejszając odległość między nimi, co zdecydowanie nie było dobrym posunięciem. Gitarzysta momentalnie to wykorzystał i przysunął się do niej, wpatrując się w jej czarne oczy.
-Dobrze wiesz, że tak – zamruczał seksownie, wiedząc jak to na nią działa, po czym nie czekając na jakikolwiek ruch z jej strony pocałował ją namiętnie, odbierając jej zdolność do samodzielnego myślenia. To co działo się teraz dziewczyną ciężko byłoby opisać. Jej ciało jakby odmówiło jej posłuszeństwa, a serce biło jakby miało zaraz wyskoczyć z jej piersi.
,,Odsuń się! Przerwij to! Juuuuuuuż! Kobieto..’’ – Jednak nie chciała tego, nie chciała przerwać tej cudownej chwili, dzięki której czuła, że znów żyje. A to przecież był jedynie pocałunek.
,,Co ty pleciesz?! Usta pana Kaulitza robią Ci dobrze, a Ty mówisz, że to JEDYNIE pocałunek?! Głupia jesteś! Boże, on jest boski.’’ – Ostatnią myśl niemal wyjęczała w swojej głowie, a po chwili oderwała się od niego i przygryzła wargę, czując jak jej policzki ją pieką.
-Pragnąłem tego odkąd Cię tu zobaczyłem – wyznał z uśmiechem, nie odsuwając się od niej.

**********

Cdn.

Odcinek pisany nagłym przypływem weny. Jednak myślę, że nie jest całkiem stracony? ;)

piątek, 26 lipca 2013

...::: Odcinek 5 :::...



Obudziło go natarczywe pikanie czegoś znajdującego się obok, po otwarciu oczu szybko zrozumiał, że wciąż jest w szpitalu, momentalnie wróciły wszystkie wspomnienia z tego dnia, gdy nagle poczuł się gorzej. Pamiętał jak wyszedł od Billa i nagle nastała ciemność, a on wylądował na podłodze. Od razu rozejrzał się po pomieszczeniu jakby w poszukiwaniu brata, jednak wiedział, że niemożliwe by on tu był. W końcu sam leżał jeszcze podłączony do różnych maszyn. Zerknął na drzwi, które składały się z metalowej ramy i szyby tak samo z resztą jak cała ściana, szukając wzrokiem znanej pani doktor. Nagle weszła z innymi lekarzami, uśmiechając się szeroko. Zaraz za nią weszła ONA. Właśnie teraz wpatrywała się w niego czarnymi oczami, przeszywając go na wylot. Nigdy o niej nie zapomniał, nie mógł. Wspomnienia dopadły go nagle, a jego serce przyspieszyło pracę, co wywołało małą panikę pani doktor, która za wszelką cenę chciała się z nim porozumieć. Jednak on wciąż wpatrywał się w kobietę z długimi rudymi włosami. Nagle poczuł szczypanie, przez co wrócił na ziemię i spojrzał w drugą stronę, napotykając niebieskie oczy doktor Nixon.
-Przepraszam – bąknął z lekkim uśmiechem, wyglądając niczym mały chłopczyk, który coś przeskrobał.
-Nic nie szkodzi. – zachichotała – Jak się pan czuje?
-Świetnie. Naprawdę dobrze.
-Cieszę się. Pański brat na pewno się ucieszy, słysząc że Pan się obudził.
-A zaraz potem będzie chciał mnie zabić – zaśmiał się, mimowolnie zerkając w stronę drugiej kobiety, zajmującej się jego opatrunkami.
-Oj nie będzie tak źle. – puściła mu oczko i zapisała coś na karcie – Wrócę do Pana niedługo. – dodała, a następnie wyszła. Zaraz za nią podążyła pielęgniarka, która jak tylko zamknęła drzwi, uśmiechnęła się do niego lekko przez szybę i ruszyła dalej.
,,Pamięta Cię!’’ – coś krzyczało radośnie w jego głowie. Sam się sobie dziwił, ale naprawdę cieszył się, że ją tu widzi. Chociaż to spotkanie było bardzo niespodziewane.

*

Nieznośne promienie słoneczne wdzierały się do przestronnej sypialni, oświetlając piaskowe ściany swoim światłem. Po środku stało dość spore łóżko, które w przeciwieństwie do ścian miały ciemny kolor gorzkiej czekolady, tak samo jak inne meble w owym pokoju. Blondynka spędziła wiele poranków w tym pomieszczeniu jednak nigdy nie miała okazji na zaznajomienie się z tym otoczeniem. Z reguły, gdy przekraczała próg sypialni chłopaka, niemal od razu lądowali w łóżku, nie zwracając uwagę na to co działo się dookoła, a następnego dnia zbierała się w pośpiechu by móc jeszcze zdążyć do siebie na odświeżenie garderoby i makijaży, który po nocy wyglądał niezbyt urodziwie. Tym razem jednak jej błękitne oczy rozglądały się dookoła, dając zaciekawionej właścicielce to co chciała wiedzieć. Jednak pomijając ich ubrania rozrzucone po pokoju oraz butelki po winie i puste opakowania prezerwatyw, nic więcej nie rzucało się w oczy. Pomieszczenie było urządzone z pomysłem i smakiem dekoratorskim, tworząc z niego miłą i przytulną sypialnię. Nagle jej wzrok zatrzymał się na drzwiach, w których pojawił się Park, niosąc tacę z ich śniadaniem i świeżo wyciśniętym sokiem z pomarańczy.
-Cieszę się, że tym razem zostałaś na śniadanie. – uśmiechnął się do niej, siadając obok i stawiając tackę na specjalnym stoliku śniadaniowym.
-Gdybym wiedziała, że zrobisz mi je do łóżka już dawno bym została – puściła mu oczko, odwzajemniając uśmiech. Chłopak zaśmiał się tylko w odpowiedzi, po czym skradł jej całusa, zadowolony z faktu, że jest tutaj i nie zamierza uciec jak po każdej ich wspólnej nocy. Po chwili oboje zajęli się jedzeniem przepysznej jajecznicy zrobionej przez Azjatę, a następnie odstawili tacę i ponownie opadli na aksamitną pościel, wtulając się w swoje ciała.
-Pamiętasz nasz pierwszy dzień? Ten, w którym się poznaliśmy? – zapytał nagle, przenosząca nią swoje ciemne oczy.
-Tak. – mimowolnie zachichotała na wspomnienie owego dnia – O mały włos, a byś mnie zabił – zerknęła na niego.
-Cieszę się, że tego nie zrobiłem. – zaśmiał się – Ale miałaś nauczkę, żeby nie wchodzić pod samochód, gdy pada deszcz, a widoczność jest równa niemal zeru. – dodał z uśmieszkiem, gładząc dłonią jej ramię.
-To fakt. - roześmiała się, po czym pocałowała go czule. Pamiętała chwilę, gdy o mało co nie zginęła pod kołami jego sportowego samochodu, jak i pamięta chwilę, gdy zorientowała się, że ten sam mężczyzna będzie z nią pracował w szpitalu. Oh, jak ona go wtedy nienawidziła!
,,Nienawiść i miłość dzieli bardzo cienka linia, którą łatwo przekroczyć.’’ – słowa jej babci zawsze były w jej głowie, gdy tylko sobie przypomniała pierwszy moment, w którym oboje zauważyli jak ich do siebie ciągnie. Każdy wspólny dyżur z przekomarzań i wzajemnego dogadywania sobie zawsze kończył się seksem w dyżurce lekarzy. Oboje przez długi czas swojego stażu byli na ustach każdej osoby pracującej w szpitalu, jednak im to nie przeszkadzało. ,,Niech sobie gadają! To tylko oznacza, że ich życie nie jest tak ciekawe jak Twoje!’’ – jej mama zawsze wiedziała co powiedzieć, a ona trzymała się tego jak tylko mogła. Była tą wrażliwszą z bliźniaczek, romantyczką z anielską duszą, która nienawidziła się kłócić, za to wierzyła, że każdy człowiek ma w sobie dobro, które z czasem wychodzi na wierzch. Nagle jej rozmyślania zostały przerwane przez usta chłopaka, które muskały jej nagie ramie, jakby przywołując ją na powrót do niego, zejście z chmur i korzystanie z tego, że mogą spędzić ten wolny dzień razem, dzień, który zdarza się naprawdę rzadko i jest równie cenny co największe skarby świata. Uśmiechnęła się do siebie i pocałowała chłopaka namiętnie, pozwalając mu tym samym na więcej, co też od razu zgadł.

*

Rudowłosa kobieta, w porównaniu do swojej mentorki, nie miała wolnego. Wręcz przeciwnie, od rana była w szpitalu i to właśnie jej została przypisana opieka nad braćmi Kaulitz. Wiedziała, że rozpoznali ją, widziała to po ich twarzach i tym jak rozmawiali z nią. Jednak żadne z nich nie poruszało tego tematu.
,,Może to i dobrze. Jeszcze tego by mi brakowało, jakby mi mało było stresu jak na dzień dzisiejszy.’’ – westchnęła cicho. Mimowolnie jej wzrok powędrował na szklane drzwi, za którymi leżał starszy Kaulitz i przeglądał jakieś czasopismo. Z daleka wiedziała, że pewnie dotyczy ono motoryzacji, jako, że chłopak był fanem aut i motorów, o czym dowiedziała się spędzając z nim nie jeden wieczór i wysłuchując jak zaczarowana jego komentarzy na temat najnowszych marek czy też innych ciekawych rzeczy dotyczących pojazdów. Nawet nie wiedziała, że uśmiechała się wciąż wpatrzona w chłopaka. Jednak gdy ocknęła się było już za późno, Tom patrzył teraz na nią, hipnotyzując ją swoimi boskimi oczami w kolorze mlecznej czekolady.
,,Oh! Czemu jesteś taki boski, Kaulitz?!’’ – przemknęło jej przez głowę, gdy jej nogi same skierowały się w stronę jego sali. Już po chwili była w pomieszczeniu, sam na sam z osobą, która była w jej głowie od tamtej pamiętnej nocy. Wpatrywała się w jego oczy, czując jak po jej ciele biegną przyjemne dreszcze, sprawiające, że lekko zadrżała.
-Zimno Ci? – odezwał się nagle, rzucając jej swój sławny uśmiech cwaniaczka.
-Wręcz przeciwnie – odparła z lekkim uśmiechem, czując że ma nogi jak z waty. Nic się nie zmienił. Jego uśmiech wciąż wzbudzał w niej te same uczucia co kiedyś, dawno temu. Brakowało jej tego, jednak wiedziała, że sławny Tom Kaulitz nie spotyka się z byle kim, a to co było, było tylko jego dążeniem do CELU, tego czego od zawsze chciał od kobiet. Nie miała mu tego za złe, wiedziała, że ich znajomość zakończy się wraz z pójściem do łóżka, czego na pewno nie żałowała. Był w tym genialny, idealny pod każdym względem i zawsze, gdy o tym myślała, czuła niesamowite podniecenie obejmujące jej ciało w żelaznym uścisku. Tym razem jednak wiedziała, że musi się opanować, w końcu obiekt jej westchnień był właśnie tutaj, leżał wpatrując się w nią z uporem maniaka, sprawiając, że szalała przez niego, a jej umysł nie funkcjonował jak powinien, o czym on dobrze wiedział. Widziała jego cwany uśmiech, gdy zauważył lekkie rumieńce na jej policzkach.
,,Opanuj się kobieto! Wdech, wydech, wdech, wydech! Ok., lepiej. Niee! Nie lepiej! On się w Ciebie wpatruje, wie! Oh! Odezwij się!’’ – jej myśli wręcz krzyczały w jej głowie, jednak ona milczała, tak samo jak on. W końcu nie wytrzymała, podeszła bliżej, nie odrywając wzroku od jego idealnych rysów twarzy.
-Dobrze się czujesz? – odezwała się nagle zanim zdążyła ugryźć się w język.
,,Tak! Psuj taką chwilę gadką o tym, jak się czuje! Debilka!’’
-Z każdą chwilą coraz lepiej – uśmiechnął się pod nosem. – Jesteś pewna, że naprawdę chcesz mnie spytać tylko o to?
-A o co niby mam Cię pytać? Leżysz w szpitalu, ja jestem pielęgniarką, to chyba normalnie, że pytam o Twoje zdrowie? – spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.
-Myślałem, że może powspominamy dawne czasy. – uniósł lekko jedną brew, bawiąc się przy tym kolczykiem, jak zawsze, gdy chciał zwrócić na siebie całkowitą uwagę płci przeciwnej. Przez chwilę wpatrywała się w jego pełne usta i język, sprawnie bawiący się kolczykiem, pamiętając czas, gdy robił to przy niej niemal cały czas. Westchnęła bezgłośnie i przeniosła wzrok na jego oczy, a następnie pochyliła się lekko do niego.
-Stare dzieje. Skończyły się wraz z tym, gdy przekroczyłeś próg mojego domu i zniknąłeś. – szepnęła mu do ucha, uśmiechając się przy tym cwano. Gdy odsunęła się od niego widziała lekkie zdziwienie malujące się w jego oczach. Tak, właśnie jedna kobieta potrafiła mu się postawić, nie rzuciła się na niego, błagając by zajął się nią: ,,Jak on to najlepiej potrafi!’’ Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, dziewczyna rzuciła mu uśmiech i wyszła, zostawiając go w odrętwieniu. Nie oglądając się za siebie, ruszyła do małej świetlicy, wiedząc, że musi się napić mocnej kawy, by choć trochę się ogarnąć po spotkaniu z Panem Kaulitzem.

*

Angela wróciła do domu, czując jak złość i rozgoryczenie wcale z niej nie uleciały. Cała ta cudowna noc i te szeptanie czułych słówek, a później poranek ze śniadaniem i kolejne boskie chwile miały tylko uśpić jej czujność, a ona nic nie przeczuwała. Po szybkim prysznicu, musiała zadzwonić do swojej przyjaciółki, wiedząc, że na siostrę nie ma co liczyć. Jej bliźniaczka wyjechała tego dnia ze swoim chłopakiem i córeczką na wycieczkę, którą Kasper jej zafundował. Blanka miała szczęście, że spotkała takiego cudownego mężczyznę, który nie miał przed nią tajemnic i kochał ją i Edeline wielką miłością, a samą dwuletnią Edi traktował jak swoją własną córeczkę. Mimo złości, na jej ustach wypłynął lekki uśmiech, cieszyła się szczęściem swojej bliźniaczki.
,,Przynajmniej jej coś wyszło w życiu.’’ – pomyślała, wykręcając numer do przyjaciółki z pracy. Przytknęła telefon do ucha, wolną ręką nalewając wina do kieliszka.
-Tak?
-Cześć Magda, nie przeszkadzam? – upewniła się, upijając łyka czerwonego płynu.
-Nie, skąd. Właśnie siedzę i zamulam przed TV. Nie cierpię wolnych dni! – zaśmiała się radośnie, a w tle dało się słyszeć wesołe ujadanie labradora. Przed oczami blondynki od razu pojawił się widok małej, czarnej kulki, którą niegdyś była ta cudowna suczka.
-Tequila się zgadza? – zachichotała. Zawsze udzielał się jej wesoły humor przyjaciółki.
-Czy ja wiem, lubi ze mną siedzieć. – powiedziała z zadowoleniem – Chyba. – mruknęła, widząc jak pies wpatruje się w komórkę – Eh, stwierdzam, że po prostu stęskniła się za Tobą i słysząc Twój głos zwariowała – zaśmiała się.
-Ba! Ona mnie po prostu kocha – dołączyła do przyjaciółki.
-No nic, lepiej mów po co dzwonisz. Bo podejrzewam, że nie po to by pogadać o moim psie?
-Jasne. – westchnęła – Park wyjeżdża.
-Co?!
-No to – wywróciła oczami. – Dostał jakąś posadę w Filadelfii – westchnęła. – A co najgorsze, przyjął ją i nic mi nie powiedział!
-Skończony idiota – podsumowała. – Ale czekaj! Filadelfia jest przecież na drugim końcu Stanów Zjednoczonych!
-No brawo – mruknęła. – Normalnie… uuuh!
-Nie mów tylko, że masz zamiar z nim być mimo tej odległości?!
-Nie – westchnęła. – Zerwałam z nim i wyszłam, a on nie wyszedł za mną. Nie walczył o nas. Myślę, że chciał aby tak to się potoczyło – dodała.
-Też tak myślę. I dobrze, zasługujesz na kogoś lepszego! A nie takiego gbura co myśli tylko o sobie i ma Cię gdzieś.
-Wiem Magda – uśmiechnęła się do siebie lekko.

*

Cdn.

poniedziałek, 22 lipca 2013

...::: Odcinek 4 :::...



Budzik zadzwonił po raz czwarty tego ranka, gdy postanowiła, że powinna w końcu wstać, mimo że naprawdę nie miała na to ochoty. Dzisiejszy dzień miał być jej pierwszym dniem w pracy, co wcale, a wcale jej nie odpowiadało, jednak gdyby nie kredyt na dom, który wzięła niedawno, wcale nie szukałaby pracy, a wręcz dorabiała na boku jak zawsze. Sama się dziwiła ile barów i knajp jest w jej małym miasteczku, z którego pochodziła. Teraz jednak nastał czas na zmiany i po wielkiej przeprowadzce do Kalifornii, postanowiła zacząć życie od nowa.
-Dzień dobry Damon - spojrzała w wielkie brązowe oczy, uśmiechając się przyjaźnie. Duży, czarny pies zaszczekał, merdając wesoło ogonem i witając tym samym swoją panią. Dziewczyna zaśmiała się do siebie i od razu ruszyła do łazienki, gdzie po szybkiej wizycie w toalecie, ubrała dresy i wzięła smycz, a następnie wyszła z psem. Po długich biegach ze swoim psem, wróciła i wzięła szybki prysznic, po którym postanowiła zjeść jakieś małe, ale pożywne śniadanie. Po wybraniu eleganckich ciuchów, nadających się na pierwszy dzień pracy, ruszyła do przestronnej kuchni, gdzie ekspres właśnie dokończył parzyć jej kawę. Gdy nakarmiła siebie i swojego czworonożnego przyjaciela, dopiła kawę, a następnie chwyciła torebkę i po chwili jechała metrem do swojej nowej pracy.
,, Ciekawe czym jeszcze mnie zaskoczy ten dzień? ‘’ – pomyślała, wzdychając, gdy wysiadając z metra poczuła nieprzyjemne i zimne krople deszczu na twarzy. Po krótkim biegu, znalazła się na Ostrym Dyżurze w wielkim szpitalu - ,,Pięknie. Pierwszy dzień i już masa wypadków.’’ – rozejrzała się po wszystkich ludziach, którzy krzycząc biegali od sali do sali. Od razu poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku, jednak nie po to uczyła się i starała, by już pierwszego dnia się wycofać, mimo że całe jej ciało krzyczało: ,,Wiej!’’

*

Dr Nixon szła właśnie do jednego z dzisiejszych przypadków, gdy w jej oczy rzuciła się nowa twarz, stojąca w wejściu. Zmierzyła kobietę wzrokiem, upewniając się czy jest ona pacjentką, czy odwiedzającą, po czym ruszyła w jej stronę, przyklejając na twarz uśmiech.
-Przepraszam - odezwała się ciepłym głosem. Po chwili poczuła na sobie czarne oczy kobiety, która na jej widok, uśmiechnęła się lekko, pomalowanymi na czerwono ustami. Usta te cudnie współgrały z jej rudymi włosami, wystającymi spod zielonej, bawełnianej czapki.
-Ja tutaj mam pracować. Nazywam się Camilla, Camilla Grey – odparła po chwili, wystawiając do niej dłoń.
-Ah! Mówili nam, że będziemy mieli kogoś nowego. Jestem doktor Angela Nixon.   – uścisnęła jej dłoń z uśmiechem – Pielęgniarka, tak? – zapytała, upewniając się.
-Tak. – przytaknęła, zdejmując czapkę i uwalniając tym samym długie, rude włosy, które opadły jej na ramiona.
-Witamy na pokładzie w takim razie – puściła jej oczko – John Cię wprowadzi, a ja biegnę do pacjenta. Do zobaczenia, Camilla. – odparła, po czym pobiegła do sali, zostawiając kobietę na pastwę wysokiego recepcjonisty, który uśmiechał się zza lady do nowej pracownicy.
,,Cholera. Zapowiada się ciekawy dzień.’’ – pomyślała, odwzajemniając uśmiech i podchodząc bliżej. Czuła, że będzie to pracowity pierwszy dzień, jednak miała nadzieję, że dadzą jej tego dnia najpierw ogarnąć co i jak.

*

-Camilla! Od dzisiaj jesteś do dyspozycji dr Nixon… - John spojrzał na pielęgniarkę, uśmiechając się szeroko. Nie ukrywał tego, że nowa koleżanka mu się spodobała odkąd przekroczyła próg szpitala. Zdecydowanie przydała mu się taka rozrywka, której mógł doświadczyć siedząc za ladą recepcji.
-Uuuu.. To sobie pobiegasz dzisiaj… - zaśmiała się wysoka kobieta o urodzie meksykańskiej. Wiedziała z doświadczenia co znaczy być na zawołanie rozchwytywanej pani doktor.
-Dlaczego? – ruda dziewczyna spojrzała na nią z przerażeniem malowanym na twarzy. Zdecydowanie wolała tego dnia zapoznawać się z tym miejscem, a nie już działać.
-Jest chirurgiem ogólnym. I ciągle jest do kogoś wzywana… - wyjaśnił John – Najlepszy specjalista na urazówce.
-A nie mogę z kimś się zamienić? – westchnęła.
-Niestety… - meksykanka, wskazała jej panią doktor, która szła, czytając kartę pacjenta.
-Jak mus to mus… - uśmiechnęła się lekko i poszła.
-O. Dobrze, że jesteś… Potrzebna mi jakaś pielęgniarka.. – blondynka uśmiechnęła się przyjaźnie, podając jej karty pacjentów. Gdy dziewczyna przeczytała TO nazwisko na OBU kartach poczuła dziwny ucisk w żołądku.
-Leczą się u nas bracia Kaulitz? – spojrzała na kobietę.
-Owszem… Pamiętaj, że nie wolno Ci z nikim rozmawiać na ten temat. Nie chcemy żeby prasa się o czymś dowiedziała… - powiedziała.
-Oczywiście… Jasne… - odparła – Wypadek?!
-Dokładnie tak.. Idziemy najpierw do pana Toma, a później do pana Billa. – odparła, kierując się z nią do windy.
-Coś poważnego?
-Pan Tom leży w śpiączce i jest na OIOMie… Pan Bill dochodzi do siebie w innej części szpitala. Jest przytomny.. – uprzedziła jej pytanie.
-Ah… Rozumiem… - odparła, wzdychając bezgłośnie.
,,Wiedziałam, że szybka jazda Was zgubi.’’ – pomyślała przelotnie, gdy już wchodziły do pomieszczenia, w którym leżał Tom. Czuła jak jej serce szybko bije, widząc go po tak długim czasie. Wspomnienia z owej nocy zaczęły przewijać się przez jej głowę jak slajdy wyświetlane na ścianie, a ona mimowolnie oblała się rumieńcem.
,,Cóż to była za noc! Coś niesamowitego!’’ – przygryzła wargę, jednak bardzo szybko się opamiętała, wracając na ziemię, do sali, w której leżał nieprzytomny chłopak.

*

Wokalista leżał na łóżku szpitalnym i wpatrywał się namiętnie w zegarek, jakby to miało przyspieszyć jego wskazówki. Wiedział, że pani doktor do niego zajrzy, co więcej wiedział o której godzinie zawsze przychodziła. Codziennie wyczekiwał tej godziny, nie tylko ze względu na kolejne wiadomości o bracie, który wciąż leżał nieprzytomny, ale też dlatego, że chciał zobaczyć tą piękną blondynkę z błękitnymi oczami. Czekał, codziennie czuł przyjemny ścisk w podbrzuszu, wiedząc że zbliża się TA godzina. Tym razem jednak, gdy wskazówki pokazały owy czas, nic się nie stało. Białe drzwi nie otworzyły się i nie weszła przez nie uśmiechnięta pani doktor. Sam nie wiedział, czy bardziej poczuł zawód, czy niepokój. Westchnął ciężko, przenosząc wzrok na okno, za którym padał śnieg, ośnieżając wszystko dookoła. Zdecydowanie nie tak planował spędzić te święta i sylwestra. Leżał tak z 15 minut, aż nagle drzwi się otworzyły i weszła przez nie dość wysoka, rudowłosa pielęgniarka. Bill nie mógł pozbyć się uczucia, że skądś zna tą kobietę. Widział już ją gdzieś i gdy był już całkiem pewny, że jednak nie znajdzie w swojej pamięci imienia tej osoby, a tym bardziej tego, skąd ją zna, wybawiła go z rozmyślań jego pani doktor, za którą mógł z czystym sumieniem przyznać, że się stęsknił.
-Camilla, dziękuję Ci, możesz już iść. Zrób sobie przerwę. – puściła jej oczko, po czym odprowadziła ją wzrokiem.
,,Camilla! To z nią Tom był kiedyś na imprezie! Ależ on się wtedy za nią uganiał.’’ – zaśmiał się do siebie w myślach, po czym również odprowadził wzrokiem kobietę i niemal natychmiast jak wyszła, przeniósł wzrok na dr Angelę.
-Witam panie Kaulitz. – uśmiechnęła się szeroko – Jak się pan czuje?
-Dzień dobry. – odwzajemnił uśmiech – Dobrze, jak zawsze ostatnio. – zaśmiał się.
-Cieszę się. – dołączyła do niego, po czym zerknęła w jego kartę – Mam dla pana świetną wiadomość – przeniosła na niego swoje błękitne oczy – Pański brat się obudził. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-Naprawdę?! O Boże, to… to naprawdę cudownie! – ucieszył się, czując jak niesamowity kamień spada z jego serca, a ulga rozlewa się po jego ciele. Dopiero teraz dotarło do niego jak bardzo przejmował się losem brata.
-Naprawdę – zaśmiała się – Jeszcze trochę poleży na OIOMie, ale niedługo przewieziemy go tutaj, do pana. – dodała z uśmiechem.
-To się z nim rozmówię – zaśmiał się – Straszy mnie tylko.
-Tylko proszę ostrożnie – puściła mu oczko, chichocząc.
-Oczywiście. – rzucił jej swój gwiazdorski uśmiech. Widział jak blondynka przygryza lekko wargę, a jej dłoń zacisnęła się lekko na karcie. Ten uśmiech zawsze wprawiał kobiety w taki stan, a on dobrze o tym wiedział. Od lat używał to jako karty przetargowej, wiedząc jak płeć przeciwna na to zareaguje. Jednak tylko Tom wykorzystywał to do niecnych celów i urabiania panienek. Jemu wystarczyła w tej chwili reakcja pani doktor, którą zdecydowanie nie potrafiła przed nim ukryć, a bardzo chciała. Zachichotał pod nosem, po czym perfidnie spojrzał jej w oczy, które tego dnia były podkreślone delikatnym makijażem. Lubił, gdy kobieta nie szpeciła się zbyt mocnym make-up’em.

*

Sama nie wiedziała jak zdołała wyjść z jego pokoju. To co się działo z jej ciałem, gdy patrzył na nią było nie do opisania. Jeszcze ten uśmiech, który niemal zwalił ją z nóg.
,,Spokojnie! Musisz się opanować. On rzuca taki uśmiech wszystkim swoim fankom. Poza tym masz Park’a!’’ – przygryzła wargę, odnosząc kartę na miejsce. Po chwili poczuła jak jakieś męskie dłonie obejmują jej talię od tyłu, wywołując uśmiech na jej twarzy, a po chwili poczuła jak ciepłe powietrze pieści jej ucho, sprawiając, że przez jej plecy przeleciał podniecający dreszcz.
-Dzień dobry kochanie.
-Park! Jesteśmy w pracy. – uśmiechnęła się pod nosem.
-Oj, to nie jest żadną tajemnicą, że jesteśmy razem. – zamruczał z uśmieszkiem, stając obok niej.
-Ale mimo wszystko, nie powinniśmy.
-Oh. Daj mi chociaż buziaka. – poruszał brwiami z uśmieszkiem, przybliżając się do niej.
-Krótkiego – zastrzegła, po czym pocałowała go czule i wróciła do kart.
-Odbiję sobie w nocy. - puścił jej oczko i odszedł, zostawiając blondynkę samą z jej myślami. Tym razem jednak nie było jak zawsze, gdy on od niej odchodził. Nie myślała o tym co mówił, ani o tym jakie obietnice zdradzał jego głos, obietnicę tego co będą robić. W tym momencie przed jej oczami nie stała wizja ich wspólnych chwil sam na sam. Teraz myślała tylko o oczach w kolorze mlecznej czekolady i sławnym uśmiechu, który obudził w niej nieznane dotąd uczucia. Mimo, że chciała odsunąć od siebie owe myśli, one wracały i to ze zdwojoną siłą, a ona nic nie mogła na to poradzić. W końcu musiała sama przed sobą przyznać jedną rzecz: ,,Boski i sławny Bill Kaulitz Cię pociąga jak żaden wcześniej mężczyzna’’.

*************************************************************************

Cdn.

Odcinek dedykuję Ka. za to, że podrzuciła mi pewien pomysł ( o którym dowiecie się stopniowo xD ). Mam nadzieję, że odcinek się podobał i miło się go Wam czytało. Dalszy ciąg już niedługo.
BuŹka! ;*

środa, 17 lipca 2013

...::: Odcinek 3 :::...



-Więc… co z moim bratem? – Bill Kaulitz spojrzał na panią doktor uważnie, mrużąc brązowe oczy. Poważnie zmartwił się stanem brata i całą to sytuacją. A przecież było z nim dobrze!
-Pan Tom miał krwotok wewnętrzny. Okazało się, że podczas wypadku jego narządy  dostały obrażeń, których niestety nie wykryliśmy. Jednak najgorsze już za nami. Szybka akcja lekarzy sprawiła, że udało nam się go ustabilizować i zatamować krwotok. Za jakiś czas wybudzimy pana Toma ze śpiączki farmakologicznej, więc będzie już coraz lepiej.
-Jak to możliwe, że wcześniej nikt nic nie zauważył?
-Albo pan Tom dobrze to ukrywał, albo dopiero teraz dało się to we znaki. – wyjaśniła.
-Nie chodziło mi o to, a raczej jak doszło do tego, że nikt nie sprawdził jego stanu? – sprecyzował, wpatrując się w nią.
-To moja wina. Zleciłam pielęgniarce zajęcie się pańskim bratem, ale chodziło tylko o rany zewnętrzne, których było mało. Byłam zajęta ratowaniem pana, więc zapomniałam zlecić tomografię.
-Rozumiem. – odparł, sam czując wyrzuty sumienia. Jednak wiadomość, że z jego bliźniakiem jest dobrze, podniosła go na duchu. On sam czuł się lepiej niż rano, a siły wracały mu z każdą minutą, jednak teraz jego myśli były przy Tomie, który leżał wciąż nieprzytomny. Westchnął ciężko, poprawiając się powoli.
-Będę pana informowała o stanie zdrowia pana brata. – uśmiechnęła się lekko i odwróciła się z zamiarem wyjścia.
-Będzie z nim dobrze? – zapytał jeszcze.
-Tak. Zadbam o to. – odpowiedziała – Proszę teraz odpoczywać. – poleciła i wyszła, od razu kierując się do innych pacjentów.
-Powinnaś iść do domu. – jej przyjaciółka od razu znalazła się obok niej.
-Wiem. – westchnęła – Ale coś mi karze tu zostać.
-Mam nockę. Obiecuję, że będę do nich zaglądała i jakby coś się dało, dam Ci znać.
-No nie wiem. – spojrzała na nią, nie do końca pewna co ma zrobić, choć wizja spędzenia nocy w ciepłym łóżeczku była bardzo przyjemna i kusząca.
-Ale ja wiem! Do domu, już! – poleciła, popychając ją do szatni by się przebrała.
-Na pewno dasz mi znać jak coś? – upewniła się.
-Na pewno. Musisz odpocząć, bo się wykończysz.
-Dobrze już dobrze. – westchnęła i poszła się przebrać.

*

Mroźne, zimowe powietrze tego wieczoru dawało o sobie znać podwójnie mocno, przez co policzki kobiety niemal od razu zrobiły się czerwone i zaczęły nieprzyjemnie i boleśnie piec przez zmianę temperatury z ciepłej, pokojowej na mroźną, panującą na dworze. Tym razem jednak nie dbała o to zbytnio, teraz liczyło się dla niej tylko to, co działo się z jej duszą. Męczyły ją okropne wyrzuty sumienia związane z mężczyzną leżącym na jej oddziale. Ta sprawa będzie ją dręczyła aż chłopak obudzi się ze śpiączki, w której go utrzymywali dla jego zdrowia. Cała ta sytuacja była dla niej wprost nierealna, jakby cały czas była w koszmarze, z którego nie może się wbudzić mimo, że bardzo tego chce. Wiedziała, że jutro jej szef będzie chciał od niej pełne sprawozdanie z obu przypadków, a ona musiała być silna i nie dać się. Jednak teraz chciała się choć trochę rozluźnić, dopiła mroźnego wina i wróciła do środka, zamykając za sobą drzwi tarasowe. Od razu uderzyło w nią gorące powietrze jakie dawał rozpalony w salonie duży kominek. Po krótkim zastanowieniu dolała sobie trunku i rozsiadła się na kanapie zgarniając po drodze spojrzenia dwóch kociaków leżących zgodnie na ukochanym fotelu w rogu przestronnego pomieszczenia. Obie kotki widząc miejsce przy swojej pani, momentalnie zasiadły przy niej tuląc się w nią i mrucząc głośno z zadowolenia. 
-Oh moje kochane. - pogłaskała najpierw jedną, a później drugą na co odpowiedziały jej słodkim 'miau'. Po chwili usłyszała głośne pukanie do drzwi, co niezmiernie ją zdziwiło, jednak wstała, ku niezadowoleniu obu zwierzaczków i poszła otworzyć, poprawiając przyduży sweter.
-Cześć moja kochana siostro! - jej lustrzane odbicie krzyknęło radośnie i od razu poczuła drobne ramiona ściskające ją z całej siły.
-Dusisz mnie! - jęknęła równie niezadowolona co przed chwilą jej kotki.
-Oj tak! Nie przesadzaj! - zaśmiała się i podała jej butelkę z winem - Twoje ulubione - puściła jej oczko, zamykając za sobą drzwi.
-Dzięki, ale... Jakaś okazja? O czymś zapomniałam? - spojrzała na nią uważnie, ruszając do salonu.
-Nieee. Po prostu nie mogłaś być z nami na sylwestra, czego szczere żałuję, więc przyniosłam Ci małe pocieszenie. - uśmiechnęła się, siadając wygodnie na kanapie.
-Ahhh. Rozumiem. Dziękuję, że o mnie pomyślałaś. - uśmiechnęła się.
-Nie da się o Tobie zapomnieć. - wywróciła oczami z uśmieszkiem - Jesteś zawsze, gdy spojrzę w lustro.
-To fakt! - zachichotała.
-Co to za papierki? - zapytała nagle, biorąc do ręki jeden z dokumentów - Tom Kaulitz?! Leczysz go? - zerknęła na nią z cwanym uśmieszkiem.
-Em. Tak. I jego brata. - mruknęła, zabierając jej dokument - Co chcesz do picia?
-Herbatę. Niestety prowadzę. - odparła - Ale powiedz już co z tymi bliźniakami?! - powiedziała podekscytowana. Fakt, że jej bliźniaczka ma w swoim szpitalu sławnych braci Kaulitz bardzo ją zaciekawił.
-A co ma być? Przywieźli ich do mnie i tyle. - wzruszyła ramionami, znikając w kuchni.
-No, ale... coś musi być skoro są w szpitalu! Są chorzy? Mieli wypadek? - usiadła na nogach, opierając dłonie o oparcie kanapy by zerkać do kuchni, w której krzątała się jej siostra.
-Wypadek. - westchnęła, wiedząc że nie wygra ze swoją bliźniaczką.
-O Boziu. Coś poważnego? - zmartwiła się.
-Niestety. - zalała jej herbatę i przyniosła razem z ciastem, które postawiła na stoliku i wróciła się po talerzyki.
-A tak więcej? - mruknęła, zła że jej siostra odpowiada półsłówkami. Nigdy tego w niej nie lubiła, zawsze ją to drażniło. Wolała by jej siostra powiedziała konkretnie o co chodzi.
-Oj co chcesz wiedzieć? – westchnęła – Bill trafił do nas od razu na stół operacyjny. Ledwo, ale udało mi się go uratować. – postawiła talerzyki na stoliku i usiadła na kanapie obok siostry.
-Boże! Ale czekaj, dlaczego masz dokumenty Toma, skoro to Bill leży u Ciebe?
-No tu jest właśnie gorsza sprawa. Tom przyjechał do nas z lekkimi zadrapaniami. Same powierzchniowe rany. Aż parę dni później, BAM!, leży nieruchomo przed drzwiami. Krwotok wewnętrzny, któremu nie zapobiegłam. – westchnęła.
-To nie Twoja wina – jej siostra spojrzała na nią mocno błękitnymi oczami. Widząc ich kolor Angela miała wrażenie jakby patrzyła w lustrzane odbicie. Cieszyła się, że ma siostrę i do tego bliźniaczkę, która mimo, że były różne to zawsze ją wspierała.
-Mam wrażenie, że moja. – odparła cicho – Wiesz, mogłam zlecić bardziej szczegółowe badania, czy coś.
-Oj Endżi. Przecież nie mogłaś wiedzieć, że coś jest nie tak. Skoro mówisz, że miał tylko małe zadrapania. Nie masz przecież rentgenu w oczach.
-Wiem Blanka. Ale mimo to, jakoś nie potrafię sobie tego darować.
-Nie martw się na zapas. To nie Twoja wina – przytuliła ją, by okazać jej swoje wsparcie.

*

Po pomieszczeniu rozeszła się drażniąca melodia budzika, który zbudził swoją właścicielkę w bardzo brutalny sposób. Dziewczyna z głośnym jękiem wyłączyła go, nawet nie patrząc na zegarek, czego pożałowała jakąś godzinę później, gdy jej telefon ponownie zadzwonił, jednak tym razem obudziła ją całkiem inna melodia.
-Boże Święty, nie można pospać normalnie! – pomyślała zła i wzięła telefon – Co? – jej głos był lekko zachrypnięty i widocznie zmęczony. Jednak dla rozmówcy po drugiej stronie to nie miało znaczenia.
-Angela! Nie mów mi, że śpisz! Za jakieś 30 minut powinnaś być w szpitalu! – niski męski głos od razu przeszedł ją na wylot, przez co momentalnie usiadła rozbudzona.
-Szefie, przepraszam! Już jadę! – powiedziała szybko i rozłączyła się. Od razu spojrzała na zegarek, czując przerażenie – Fuck! Fuck! Fuck! – krzyknęła i zerwała się, ogarniając wzrokiem bałagan w pokoju – Cholera jasna! – warknęła, pędząc do łazienki i zdejmując po drodze bluzkę i majteczki, w których spała. Czuła jak suszy ją w gardle po wczorajszej libacji, jaką zakończyły z siostrą wczorajszy dzień. Jednak teraz mało ją obchodziło to, że ma kaca, najważniejszą rzeczą było to, że była spóźniona. Wiedząc, że nic nie przełknie, po szybkim prysznicu, który trochę polepszył jej stan, ubrała na siebie w miarę normalne ciuchy i wbiegła do garażu, szukając w torebce kluczyków od samochodu.
-Mam was! – krzyknęła z triumfem i niedługo później przemierzała ulice Kalifornii, zmierzając do swojego miejsca pracy, odganiając negatywne myśli jak najdalej od siebie.

*

Rozmowa, którą przeprowadziła z szefostwem z początku wcale nie była miła, przez jej spóźnienie. Z czasem jednak i oni ukazali swoje ludzkie uczucia i ostatecznie dziewczyna mogła ze spokojem wyjść z biura i zjechać na swoje piętro. Dzisiejszego dnia wcale nie chciało jej się pracować, głównie przez kaca, który wciąż ją męczył. Westchnęła głośno, czując na sobie wzrok Magdy, która weszła do bufetu, w którym siedziała.
-Niezłe spóźnienie. – usiadła obok niej z uśmieszkiem – Plus ten lekki nieład. I śniadanie dopiero tutaj. Czyżbyś spędziła boski wieczór z naszym Azjatyckim kolegą? – poruszała brwiami.
-Co? – spojrzała na nią z uniesioną brwią.
-Oj nie udawaj. Wiesz, że mi możesz powiedzieć. Do tego wczoraj byłaś przybita, dla niego idealny moment! – zachichotała jak jakaś nastolatka. W sumie jej przyjaciółka była wieczną nastolatką, jeśli chodzi o zachowanie. Mimo, że była dorosłą kobietą, szatynka zawsze miała w oczach specyficzny błysk, a jej usta kryły wieczny cwaniacki uśmieszek, czasami zdradzający wszystkie jej myśli. Znały się odkąd Angela pamiętała, niemal od razu się zaprzyjaźniły i od tamtej pory zawsze były razem, zdradzały sobie największe i najczarniejsze sekrety, wiedząc, że żadna nie puści pary z ust.
-Nie kochana, Park nie był u mnie. Dopiero dzisiaj jadę do niego. – uśmiechnęła się pod nosem, zjadając trochę rogalika.
-No to… nie! – zrobiła wielkie oczy.
-Magda! – roześmiała się, wiedząc, co krąży po tej brązowej głowie – Nie spałam z nikim innym!
-Na pewno? – spojrzała na nią podejrzliwym wzrokiem.
-Na pewno. – przyznała z ręką na sercu – Była u mnie Blanka. Trochę się zagadałyśmy, za dużo wypiłyśmy. I stąd mój nieogar. – wyjaśniła.
-Ok. Wierzę. To jakie plany na dzisiaj? – poruszała brwiami.
-Wiesz… seks w jacuzzi, na stole bilardowym, może na pralce. – udała, że się zastanawia.
-Ambitnie. – zachichotała – Swoją drogą, słyszałam, że Park jest zazdrosny. – dodała z cwanym uśmieszkiem.
-Dlaczego?
-Bill o Ciebie pyta co chwile. – zamruczała z uśmieszkiem.
-Pewnie chodzi mu o brata – uśmiechnęła się – Idę do niego w takim razie. – dodała, wstając.

*

Bill czuł jak jego niepokój z każdą minutą rośnie w siłę. Nie wiedział gdzie jest jego brat, a co najgorsze co z nim. Miał wrażenie, że minuty dłużą mu się jak godziny, a lekarze z premedytacją omijają jego pokój, nie chcąc powiedzieć mu czegoś, co jest bardzo istotne. Czuł, że może ufać tylko jednej osobie. Świadomość tego, że ta piękna i miła pani doktor zajmuje się też jego bratem, trochę go uspokajał. Wiedział, że kobieta zrobi wszystko by ocalić Toma, a on postanowił jej wierzyć, czuł, że może. Gdy tylko ją zobaczył w drzwiach, poczuł jak serce zaczęło mu szybciej bić. Sam nie wiedział, czy chodziło o kolejne wieści o Tomie, czy po prostu widok Angeli tak na niego wpłynął.
-Dzień dobry panie Kaulitz. – uśmiechnęła się do niego promiennie. Poczuł jak od tego uśmiechu zrobiło mu się ciepło na sercu. Wiedział, że to zwiastuje dobre wiadomości, poza tym, ach… jaki ona mała uśmiech!
-Witam panią doktor. – odwzajemnił uśmiech, starając się opanować. Nie zdążył nawet spytać o brata, gdy ona sama podjęła ten temat, jakby czytając w jego myślach.
-Byłam u pańskiego brata. Jego stan przez noc się ustabilizował. Teraz czekamy aż się wybudzi. – odparła. Słysząc te słowa, chłopak poczuł jak niesamowita ulga rozchodzi się po jego ciele. Więc z Tomem będzie wszystko dobrze, będzie cały i przeżyje. Za nic by się nie przyznał, ale przez całą noc różne czarne scenariusze kotłowały się w jego głowie, podsuwając mu najgorsze.
-Więc, będzie z nim dobrze? – spojrzał w jej błękitne oczy.
-Tak. – uśmiechnęła się – Najgorsze za nami. Przeżył noc, co było najważniejsze. Proszę być dobrej myśli. – odparła, sięgając jego kartę – A z panem jak jest? Jak się pan czuje?
-Teraz cudownie. – uśmiechnął się czarująco.

********************************************************************************

To tyle na dzisiaj. xD
Odcinek dla wszystkich, którzy czytają i komentują ;* :)

środa, 10 lipca 2013

...::: Odcinek 2 :::...


Słońce wschodziło właśnie na niebie, oświetlając powoli miasto i zmuszając ludzi biznesu do pobudki, gdy blondynka wyszła z sali operacyjnej. Korytarz, którym kroczyła był ledwo oświetlony, pusty i nie sprawiał wrażenia przytulnego, jednak jej było już wszystko jedno. Spędziła całą noc ratując życie sławnej gwiazdy, wiedząc że jego bliźniak niemal umiera ze strachu o brata. W tym momencie poczuła, że wie co on musi czuć. Sama mała bliźniaczkę, co sprawiało że rozumiała chłopaka i wiedziała jaką więź mają między sobą. Westchnęła głośno dochodząc do końca korytarza, po czym zdjęła osłonę ust i czepek, a następnie ruszyła w kierunku zdenerwowanego Toma i jego kolegów.
-Pani doktor, co z nim?! – Tom od razu poderwał się na baczność. Blondynka o mało co nie jęknęła, widząc jak bardzo żałośnie wygląda. Widać było po nim, jak okropnie musiał się czuć.. zwłaszcza psychicznie. Sama się sobie dziwiła, bo dawno nie miała przypadku, który tak mocno by nią wstrząsnął. Ci bracia byli niezwykli, tak jak ich więź.
-Operacja przebiegła całkiem dobrze.. raz prawie go straciliśmy, jednak szybko wrócił do nas… Miał naprawdę poważne obrażenia głowy, parę połamanych żeber, złamaną rękę…. Jednak jestem dobrej myśli.. - uśmiechnęła się pocieszająco – Mimo to najbliższe 48 godzin będzie decydujące… Pan Bill będzie teraz na OIOMie, mogą panowie do niego pójść… - poklepała mężczyznę po ramieniu uśmiechając się do reszty, po czym ruszyła dalej, wiedząc, że czeka ją teraz dużo roboty.

* Kilka dni później *

-Witam panie Kaulitz… miło, że pan do nas wrócił.. – uśmiechnęła się, świecąc latareczką na oczy chłopaka, identyczne jak jego brata, głębokie, w kolorze mlecznej czekolady – Źrenice w normie. Proszę ścisnąć moją dłoń…- poprosiła, co też chłopak uczynił – Dobrze… - wszystko w normie, podajcie mu 10 g morfiny i sól fizjologiczną… - poleciła pielęgniarce, zdejmując rękawiczki – Jestem dr Nixon i zajmę się panem, aż wrócą panu siły.. – powiedziała z uśmiechem do Billa, po czym przeniosła błękitne spojrzenie na jego brata siedzącego w kącie - Niedługo pacjent dojdzie do siebie, jednak niech się pan nie przerazi jeśli będzie go coś bolało… lek przeciwbólowy może zacząć działać za jakieś 10-15 minut.. – oznajmiła Tomowi, uśmiechając się.
-Dziękuję pani doktor.. bardzo dziękuję… - odetchnął z ulgą. Wspaniale było w końcu usłyszeć tak dobre wyniki. Od razu poszedł do brata, witając się z nim wylewnie, co nie do końca było w jego zwyczaju. Blondynka uśmiechnęła się do siebie i ruszyła dalej, napotykając na swojej drodze Park’a.
-Cześć piękna… ciężki dzień? – uśmiechnął się.
-Raczej noc… - westchnęła – Znów miałam nockę. Rodzina mnie znienawidziła…
-Oj na pewno nie jest tak źle.. są wyrozumiali, sama mówiłaś… - zamruczał z uśmieszkiem.
-Wiem, wiem… ale mimo to…
-To może chodźmy na kawę? Przyda nam się coś na odświeżenie mózgów! – zaśmiał się.
-Jasne, czemu nie… przyda mi się kawa.. – odparła z uśmiechem, idąc z nim w stronę windy.
-Słyszałem, że Twój pacjent się obudził… w końcu..
-Też mi ulżyło… Wiesz, nie chciałabym żeby zaraz pisali, że uśmierciłam sławnego Billa Kaulitza…
-No tak… zła sława… - zaśmiał się.
-Dokładnie.. – dołączyła do niego, wchodząc do windy.
-Cieszę się, że już jest dobrze… -uśmiechnął się.
-Wiesz… mi też ulżyło… - odwzajemniła uśmiech, wsiadając z nim do windy.
-Zapewne… Masz jakieś plany na jutro?
-Hmm… Raczej nie.. Może coś z rodziną… nie wiem…
-No tak.. okres poświąteczny…
-Dokładnie.. – wysiedli na odpowiednim piętrze i oboje ruszyli do szpitalnego bufetu, gdzie kupili po kawie i usiedli przy stoliku, zajmując się rozmową. Niedługo później jednak jej pager zaczął dzwonić jak oszalały, więc razem poszli do windy, wciąż rozmawiając. Blondynka musiała przyznać, że naprawdę lubiła tego mężczyznę. Nie wiedziała jednak, czy to ta jej słabość do Azjatów, czy jego urok osobisty tak na nią działał.
-Może spotkamy się jutro jeśli nie będziesz miała planów?
-Gdzie? – uśmiechnęła się pod nosem, patrząc na niego.
-Może u mnie? – przybliżył się do niej z uśmieszkiem, opierając jedną dłoń o ścianę.
-Możemy… - zamruczała, przygryzając wargę. Lubiła, gdy był tak blisko, zwłaszcza wtedy, gdy mogła dzięki niemu przestać myśleć o pracy.
-Cudownie… - pocałował ją namiętnie, w momencie gdy winda stanęła, przez co momentalnie się od siebie oderwali.
-To o 20 u Ciebie.. – puściła mu oczko, wychodząc z windy.
-Nie spóźnij się.. – uśmiechnął się cwano, wciskając inny przycisk.
-Nie spóźnię… - zachichotała i ruszyła w stronę sali, do której ją wzywali.

*

Gdy tylko lekarka wyszła, Tom spojrzał na brata, wzdychając głośno. Czuł niesamowitą radość i ulgę, patrząc na brata, który był przytomny. Przez ostatnie parę dni niemal nic nie jadł ani nie pił, bojąc się o życie bliźniaka. Jednak mimo wszystko męczyły go wyrzuty sumienia. Gdyby nie był tak uparty i głupi, może nie doszłoby do tego.
-Nawet nie wiesz jak dobrze widzieć Cię przytomnego.. – uśmiechnął się lekko.
-Ciebie też dobrze widzieć.. – odwzajemnił uśmiech, czując każde złamanie i stłuczenie na swoim ciele. Nie było to przyjemne uczucie, zwłaszcza, że wciąż czuł się ospały i obolały. To całe zmęczenie sprawiało, że miał ochotę odciąć się od świata.
-Napędziłeś nam wszystkim niezłego stracha…
-Ile spałem?
-Parę dni… - odpowiedział wymijająco.
-Toooom… - zmrużył oczy.
-Czy to ważne? Najważniejsze, że się obudziłeś…
-Jasne… - westchnął. Nie miał siły na to by zmusić brata do wyznania prawdy, mimo że bardzo chciał wiedzieć ile czasu był nieprzytomny.
-To wszystko moja wina… - szepnął nagle.
-Nie Tom… - westchnął poprawiając się, przez co jęknął z bólu jaki przeszył jego ciało – To też moja wina.. I dobrze o tym wiesz…
-Nie! Gdyby nie ja, nie leżałbyś tutaj w śpiączce. Ledwo żywy… - westchnął cicho, spuszczając wzrok.
-Nie zadręczaj się tym Tom. Ważne, że już mi lepiej... – odparł, czując, że zmęczenie zaczyna w nim wzrastać. Jednak jeszcze jedno pytanie cały czas krążyło po jego głowie nie dając mu spokoju. Od momentu, w którym otworzył oczy i zobaczył JĄ, poczuł że musi dowiedzieć się kim jest.
-Spodobała Ci się pani doktor, hm? – zapytał się Tom, odgadując jego myśli. Postanowił, że wróci do tematu wypadku, gdy tylko Bill poczuje się lepiej.
-To moja lekarka?
-Tak… ratowała Cię całą noc… - westchnął.
-Naprawdę?
-Mhm… Także ciesz się, spędziliście razem święta.. – zażartował.
-Jasne… szkoda, że byłem nieprzytomny.. – uśmiechnął się lekko.
-Teraz jesteś przytomny to ją poznasz.. – puścił mu oczko.
-Mam nadzieję… - odparł z uśmiechem, pocieszony. Naprawdę osoba pani doktor zaciekawiła go niemiłosiernie. Czuł, że musi z nią porozmawiać, poznać osobę, której zawdzięcza tak wiele. A przynajmniej podziękować za uratowanie cennego życia.

* Dwie godziny później *

-Dzień dobry panie Kaulitz… - wysoka blondynka weszła do sali, zbierając na sobie wszystkie spojrzenia zebranych osób – I panów również witam… - uśmiechnęła się rozbawiona.
-Dzień dobry pani doktor! – odparli chórem, po czym zaśmiali się radośnie. Wszyscy zdecydowanie czuli ulgę, wszystkie obawy powoli zmniejszały się i wracała radość i spokój.
-No to jak się pan czuje? – przeniosła wzrok na pacjenta, uśmiechając się do niego.
-Wspaniale… - odparł z uśmiechem. Widząc lekarkę od razu poczuł się lepiej. Jakby iskierka życia wlała się w jego ciało, odejmując cały ból i cierpienie.
-Proszę nie kłamać… - uśmiechnęła się, zdejmując stetoskop.
-Nie kłamię…
-Oczywiście… - pokręciła głową z uśmiechem – A teraz proszę oddychać… - poprosiła, przystawiając przyrząd do jego klatki w celu osłuchania go. Mężczyzna posłusznie wykonał polecenie pani doktor, oddychając głęboko. Reszta chłopaków uśmiechnęła się tylko do siebie, widząc jak ich przyjaciel wpatruje się w ładną panią doktor. Oni sami zamarli na jej widok, nie spodziewali się, że ich przyjacielowi się tak poszczęści.
-To ja chyba też muszę wziąć udział w wypadku samochodowym… Jeśli pani miałaby mnie później leczyć.. – uśmiechnął się Gustav.
-Nie wie pan czego sobie życzy… - rzuciła mu uśmiech, mile połechtana.
-Zdecydowanie wiem! – zaśmiał się.
-Oczywiście… - pokręciła głową chichocząc, po czym wróciła wzrokiem na pacjenta, który wciąż się w nią wpatrywał. Musiała przyznać, że było jej miło, wiedząc, że im się podoba, jednak dalej starała się zachowywać profesjonalnie, co Bill trochę jej utrudniał, patrząc na nią jak na obrazek – Zalecę panu EKG, serce bije ciut za szybko… jednak myślę, że to nic strasznego.. Rany goją się jak trzeba… - przyjrzała się bliznom pod opatrunkami – Powoli będzie lepiej.. – uśmiechnęła się do chłopaka, po czym zapisała coś na karcie i wyszła, zostawiając chłopaków samych.
-,,Serce bije panu ciut za szybko’’ – Tom zacytował doktor, śmiejąc się pod nosem – Musisz się przy niej opanować, brat.. Bo jeszcze uzna, że nam zejdziesz na zawał…
-Oh zamknij się Tom… - zaśmiał się, kręcąc głową.

*

-Angela! Mówiłam coś do Ciebie! – szczupła szatynka spojrzała na dziewczynę z wyrzutem widocznym w jej butelkowo-zielonych oczach.. Przez ostatnie 10 minut opowiadała przyjaciółce z przejęciem o swojej ostatniej randce z nowo poznanym chłopakiem, jednak blondynka siedziała jak sparaliżowana, myśląc nie wiadomo o czym i patrząc tempo na ścianę.
-Co? – spojrzała na nią nieobecnym wzrokiem – Przepraszam, mówiłaś coś?
-Tak! Od jakichś 10 minut.. – wywróciła oczami – Co się dzieje?
-Nic… - uśmiechnęła się, jednak widząc wzrok koleżanki uśmiech zszedł z jej twarzy – Magda, miałaś kiedyś wrażenie, że nie nadajesz się do tego całego ,,ratowania życia’’? – westchnęła cicho.
-Skąd takie myśli? – uniosła jedną brew wyżej.
-Dzisiaj w izbie była kobieta z czteroletnim synkiem… Miał AIDS i był poważnie chory… - westchnęła – Dawno nie czułam takiej niemocy jak dzisiaj… Badałam tego małego chłopczyka i miałam przed oczami mojego bratanka…
-Travisa?
-Tak… Życie jest takie niesprawiedliwe…
-Nie myśl o tym… bo w końcu oszalejesz… - powiedziała, siadając obok niej z westchnięciem.
-Wiem.. ale ciężko jest tak nie myśleć… - odparła.
-Na pewno wszystko jest ok? Mów lepiej jak tam sławni bracia Kaulitz?
-Co z nimi?
-No Ty m powiedz… - zaśmiała się.
-Eee… nic?
-Słyszałam, że zachwycają się Tobą…
-Serio? No proszę.. – uśmiechnęła się, a dobry humor jak zniknął tak powrócił. Nie wiedziała czemu, ale osoby bliźniaków Kaulitz sprawiały, że wypływał uśmiech na jej twarzy.
-Serio, serio.. – zjadła ciasteczko. Nagle ich rozmowę przerwał pielęgniarz, który otworzył z impetem drzwi do pomieszczenia lekarzy.
-Dr Nixon! Coś złego dzieje się z panem Kauliz!
-Billem?
-Nie! Tym drugim…
-Co?! – zerwała się i ruszyła w stronę sali. Jednak daleko nie musiała biec, jak tylko zbliżała się do sali młodszego Kaulitza, zauważyła Toma leżącego na podłodze przed drzwiami do pokoju brata. Widocznie nie wszystko było tak kolorowe u nich jak myślała.

* Parę godzin później *

-Cholera jasna! Wiedziałam, że to było zbyt piękne!
Blondynka stała przy prześwietleniach starszego z braci, czując jak ogarnia nią złość. Jak mogła nie zbadać go dokładnie po wypadku?! Czuła jak wyrzuty sumienia zjadają ją od środka i mimo tego co mówili inni, wiedziała, że jest winna temu co się stało.
-Przecież nie mogłaś wiedzieć, że krwawi… Przez te parę dni było wszystko dobrze… nie skarżył się ani nic…
-Wiem… - mruknęła zła – Ale mimo wszystko… powinnam o tym pomyśleć zanim to się stało!

*************************************************************************

cdn.

Długo zastanawiałam się nad tą końcówką, bo jakiś głos we mnie mówił mi, że to przesada, ale nie mogłam się powstrzymać i w sumie taki był plan od początku.. więc mam nadzieję, że nie potępicie mnie za to ;p